Od tłumacza

Laurence Vielle, jedna z najwyrazistszych postaci na literackiej mapie współczesnej Belgii, określa siebie samą jako „zbieraczkę” własnych oraz cudzych słów. W swojej praktyce artystycznej łączy poezję, muzykę, obraz, a także – co najważniejsze – spektakl; nieodłączną częścią tej poezji jest jej wykonywanie na żywo podczas slamów i performansów. Teatralne zaplecze Vielle sprawia, że żywotności, sprawczej mocy i siły komunikacyjnej słowa upatruje ona w jego cielesnym aspekcie, który aktualizuje się w trakcie głośnego wypowiadania, nierzadko przybierającego formę pokrewną transowi, mantrze. W aktach tych znaczącą rolę odgrywa aktywizowana przez poetkę publiczność, co w zamierzeniu ma wzmacniać poczucie przynależności. Być może właśnie ten wspólnotowy wymiar – tak istotny dla artystycznego projektu Vielle – przesądził o przyznaniu pisarce tytułu Belgijskiej Poetki Narodowej, który wiąże się, między innymi, z tłumaczeniem jej wybranych wierszy na niderlandzki i niemiecki – języki pozostałych dwóch wspólnot Belgii – i który ma za zadanie podtrzymywać kulturowe więzi pomiędzy poszczególnymi regionami.

Jednak wspólnotowość, o jaką dopomina się Vielle, znajduje swoje miejsce także w warstwie tekstualnej. Tom Ouf, z którego pochodzą niniejsze wiersze, krąży bowiem wokół relacji rozumianej jako podstawowa zasada czy przestrzeń ustanawiania się podmiotu. Stąd stale powracająca problematyka macierzyństwa jako fenomenu zakotwiczonego w cielesności i uprzedniego wobec kodów kulturowych skazanych na rozpad, stąd silny ton międzykobiecej solidarności, stąd wreszcie silne – odmienne od głosów w poezji polskiej zainteresowanych podobną problematyką – wyczulenie na kwestie ekologiczne, słyszalne we wzmiankach o promieniotwórczych odpadach składowanych w ziemi i we wszechobecnej fascynacji powietrzem. To ostatnie jest zresztą jednym z najważniejszych i najbogatszych w znaczenia wątków tomu, ponieważ okazuje się podstawową zasadą życia, warunkiem twórczości poetyckiej oraz symbolem – w myśl filozofii Luce Irigaray – podmiotowości relacyjnej, charakteryzującej się otwartością, uważnością i troską obejmującą wszystko, co żyje. Ambitny to projekt i wysoka stawka: o czasie i przestrzeni autorka myśli w perspektywie planetarnej, wraca w epokę prehistoryczną, mknie w przyszłość odległą o tysiące lat, jednym tchem wymienia wielkie rysunki z Nazca i całą Ziemię. Wszystko to dzieje się w imię ludzkiej solidarności, dla której czasoprzestrzenny dystans nie stanowi żadnego ograniczenia.

Vielle jest autorką piszącą „ze słuchu”, o wyraźnie zarysowanych poglądach zarówno na rolę poezji, jak i na szeroko rozumianą współczesną rzeczywistość społeczną, z której poezja ta powstaje. Istotny jest dla niej także – mało widoczny na pierwszy rzut oka – wielopłaszczyznowy kontekst polityczny. Deklarowane „zbieractwo” słów z ulicy, podsłuchiwanie codzienności oraz zmysł wnikliwej obserwacji sprawiają, że twórczość ta jawi się jako czytelna i niehermetyczna, co więcej, dowodzą, że poezja wyrastająca ze społecznej wrażliwości nie zawsze musi przemawiać rewolucyjnym głosem barykady, że równie donośnie wybrzmiewa w niej przeszywający krzyk matki, której przed oczami staje śmierć własnego dziecka.

Otwarcie

Jest wewnątrz jest na zewnątrz wewnątrz zbliża się
do zewnątrz niknie ściana wewnątrz jest moje
dziecko jego zewnętrze jest w moim wnętrzu co chroni
mu wnętrze jego zewnętrza jego zewnętrze jeszcze nie
poznało mego domu z wewnątrz jego zewnątrz jeszcze
nie poznało mego domu od zewnątrz na zewnątrz
mojego zewnętrza wewnątrz wszechświata moje dziecko jeszcze
nie poznało wszechświata nie wychyliło twarzy na zewnątrz
wewnątrz wszechświata wewnątrz ziemi
w jaskini moje dziecko nie daje się dostrzec we
wnętrzu w jamie moich trzewi moje dziecko jeszcze
nie okryło się z zewnątrz strojem moje
dziecko jest gotowe by się włączyć w zewnętrze mojego wnętrza
swoim wnętrzem złożonym z nas dwojga wewnątrz
moje dziecko przepłynie mnie wewnątrz swymi stopami
swymi dłońmi włączy się w przestrzeń na zewnątrz którą oddycham
którą oddychasz będzie oddychać przestrzenią wprowadzi ją 
wewnątrz siebie będzie wdychać do wewnątrz zewnętrze tak wątłe
pomiędzy tak wątłe moje dziecko z zewnątrz nabierze powietrza
co jego płuca wypełni od wewnątrz moje dziecko wyda
krzyk po raz pierwszy głos jego z wewnątrz wypełni
zewnętrze moja dłoń zewnętrze mojego ciała będzie je pieścić
od zewnątrz moje dziecko po raz pierwszy przyjmie
powietrze z zewnątrz do wewnątrz swego ciała i tak już
zostanie powietrze z zewnątrz wypełnia nam wnętrza przepływa
nas wdychamy bez końca powietrze co wyszło z wewnątrz innych powietrze
co płynęło przez inne wewnątrz mieszamy powietrzem nasze
wnętrza moje dziecko włączy się w wielki ruch
zewnętrza które do ostatniego tchu będzie wnikać wewnątrz niego
będzie wychodzić z jego wnętrza i któregoś dnia moje
dziecko już nie wyda zewnętrzu przepływu powietrza
ze swojego wnętrza któregoś dnia w powietrzu na zewnątrz nie
będzie już śladu przepływu jego wnętrza wewnątrz mojego
wnętrza jest jego zewnętrze jest jego wnętrze jest powietrze
co wnika wewnątrz nas wszystkich jesteśmy związani
powietrzem które przenika wewnątrz nas wszystkich w powietrzu
którym oddycham jest twoje wnętrze twojego wnętrza twojego wnętrza
twojego wnętrza twojego wnętrza twojego wnętrza wpuszczam je
wewnątrz siebie wypuszczam na zewnątrz krążę jestem
obszarem bez granic nieszczelną granicą pełną 
cudzych wnętrz cudzych myśli cudzych
oddechów przyjdź przyjdź moje dziecko przyjdź wziąć udział
we wnętrzu zewnętrza na zewnątrz wnętrza przyjdź
przyjdź moje dziecko przyjdź

Moja matka wietrzyła mnie każdego dnia

Moja matka wietrzyła mnie każdego dnia jako niemowlę każdego
dnia / przejażdżka w wózku po okolicy w wózku
po ogrodzie rundka wokół stawu każdego dnia moja matka
wietrzyła mnie każdego dnia /
latem wietrzy się na wsi wietrzy się w górach
latem idź się bawić w ogrodzie jest ładnie idź się bawić na zewnątrz idź
zaczerpnąć powietrza tak mówi / na wsi tarzam się w
trawie patrząc w niebo kręci się kręci gdy
przestaje wpatruję się w niebo wszystkie kształty świata płyną przez
chmury biegnę w siatkę łapię
motyle dmucham w dmuchawce i kiedy jadę
rowerem powietrze porywa mi włosy powietrze oddycha mą twarzą /
gdy rosnę gdy biegnę brakuje mi tchu nie
mogę zaczerpnąć powietrza brakuje mi tchu /
gdy biegnę biegnę wolniej niż przyjaciele a oddech mam
krótki dalejże idź zaczerpnąć powietrza tak mówi matka zaczerpnij powietrza
zaczerpnij powietrza /
otwiera okno w moim pokoju z samego rana
zimą jest zimno wietrz swój pokój mówi matka wietrz wietrz /
a ojciec jak gdyby nic nie wraca często do domu
ojciec zażywa powietrza /
matka wpuszcza do domu wiatr matka wietrzy
„wietrz wietrz” / matka odkurza dba o porządek
matka rządzi powietrzem w domu matka rządzi
kwiatami w ogrodzie matka troszczy się o powietrze w domu /
wieczorem wraca ojciec
żadne już słowo nie płynie w powietrzu pomiędzy nimi gniew burzy
powietrze w domu a córka zażywa powietrza z powietrza w swych
snach córka śpi coraz dłużej już nie widzi
obłoków nie widzi drobinek kurzu które
migoczą w ciemności nie dmucha w dmuchawce w
powietrze córka śni /
zaczerpnij powietrza zaczerpnij powietrza zaczerpnij powietrza mówi
matka /
córka zamyka drzwi zapycha powietrze muzyką 
zapycha powietrze matka krzyczy ścisz tę muzykę idź
zaczerpnąć powietrza posprzątaj w pokoju wyjdźcie z domów / drzwi
trzaskają trzask trzask to trzaska w domu trzask trzask to trzaska
w domu / drzwi trzaskają trzask trzask to trzaska w
domu drzwi trzaskają trzask TRZASK to trzaska w
domu /
idę stąd wychodzę nabieram powietrza w usta
wypuszczam je w słowach i trzask i trzask wypełniam płuca
powietrzem moje usta wypełniają powietrze słowami poetek i trzask i
trzask i w powietrzu tam gdzie poetki czuć szczęście /
mężczyzna całuje mnie w wargi dyszy mi w usta
stykają się nasze usta / powietrze ciał kłębi się
w naszych ustach co się stykają stykają się nasze ciała / już
brak nam powietrza pomiędzy ciałami stykają się nasze ciała a ja
oddycham głęboko / stykają się nasze ciała oddycham głęboko głęboko / a ja
oddycham głęboko oddycham głęboko głęboko oddycham głęboko głęboko / już
brak nam powietrza pomiędzy ciałami oddycham głęboko oddycham głęboko /
głęboko głęboko /
biegnę do pracy biegnę przywrócić dom
do porządku i tchu mi brakuje zaczerpnę powietrza zaczerpnę powietrza
z powietrza z powietrza z powietrza z powietrza / wietrzę dom na oścież otwieram
okna trzask trzask otwieram okna / na zewnątrz zimno
dziecko płacze / dom otwieram na oścież oddycham
oknami jadę nad dziecko z jeziorem wietrzę
kurze otwieram kaczki i wietrzę okna wdycham
dziecko / czasem brak już ciał między powietrzami
czasem już brak mi ciała w oddechu w powietrzu co czuć
w powietrzu napowietrzne napowietrzne napowietrzne co w powietrzu co czuć na
powietrzu!

Za dziesięć tysięcy lat dziecię

do ciebie, dziecię,
ciebie dziecię dziecięcia dziecięcia dziecięcia dziecięcia dziecięcia
dziecięcia dziecięcia dziecięcia dziecięcia dziecięcia z dziecięcia
z dziecięcia z mojego dziecięcia
do ciebie mówię, ja, dziecię, ja dziecię dziecięcia dziecięcia
dziecięcia dziecięcia dziecięcia z dziecięcia z prastarego
dziecięcia
do ciebie, mówię i słów moich nie pojmiesz już nie
już więcej już nigdy więcej
do ciebie mówię i mojej mowy nie będziesz być może
umiało przełożyć nie będziesz być może już miało ni wiedzy jak
czytać mnie pojąć mnie jak mnie przełożyć mówię piszę a słów
moich nie będziesz być może umiało już pojąć już przyjąć
o moje dziecię za tysiąc i tysiąc i tysiąc za tysiąc
lat dziesięć tysięcy lat dziecię
tylko krew z żył dziecięcych wprawi w bicie twoje serce
niczym krwawa wspólna wieczność ona bije
nam w skroniach od zarania dziejów ona wiąże nas dzieciństwem
wiąże tańcem
moje dziecię za dziesięć tysięcy lat
moje dziecię co przybędzie będzie biegać będzie kochać będzie żywe
do ciebie mówię dziecię do ciebie piszę
które żyjesz na macceziemi
które biegniesz śpiewasz tańczysz na macceziemi
i przed sobą widzę górę co za dziesięć tysięcy
lat będzie wzgórzem moje dziecię tylko wzgórzem wzgórzem
o łagodnym stoku zbiegniesz po nim moje dziecię zbiegniesz po łagodnym zboczu
z sercem rozpędzonym w galop tak jak galopują konie
wszystko niknie z czasem niknie
wyrastają inne góry
inaczej drży ziemia słodkie moje dziecię za lat dziesięć tysięcy
wiesz że coś być może coś powróci
macce ziemi na powierzchnię 
lub o skórę dziecięcą dziecięcia za dziesięć tysięcy
lat coś uderzy coś co twardetaktwarde
jakby beton moje dziecię moje dobre
pacpacpac o twoją skórę
a ty powiesz w języku co nie będzie tym samym
co już nic wspólnego mieć nie będzie z moim
moje dziećzadziesięćtysięclat
pacpacpac o twoją skórę
cotojes wypowiesz cotojescotojesco
a tototo to nie wiem jak ci po’edzieć 
nie będę już wiedzieć jak to po’edzieć
że to świństwo
zagrzebałam je w glebie no no tam głęboko
w glebie w macceziemi jakby ci po’edzieć no już nie wiem tak mi przykro
tak wściekle nazywamy to świństwem nuklearnym
od’alsie jak najdalej dalej
nie podchodź tam jak najdalej dalej od’alsie po’edziałam
to nuklearne to śmierć jak tak wyszło to wyszło naszej macceziemi
to zakryte tamyślę zaryte
choć o skórę ci tam pacpac za dziesięć tysięcy lat
jak dotkniesz to umrzesz jak dotkniesz to umrzesz to śmierć
tobie i wszystkim dzieciętom za dziesięć tysięcy lat nie wiem
jak wypo’edzieć 
rysunek ryty w skale w gładkolitej skale
ogromne rozmiary rysunek jak pasy tam w peru tam w nazca
rysunki co widać je z nieba co niby nam chcieli po’edzieć
swoim dzieciętom przez dziesięć tysięcy lat tym wielkim
rysunkiem z nazca
co chcieli powiedzieć nam przez ten rysunek
muszę rysować muszę w macceziemi
wyryć ci groźbę tego umierania co na ciebie czeka
tak niepodobne do rysunków z nazca tak niepodobna jest ta trupia czaszka
ta trupia czaszka poziomość ciała by ci powiedzieć że dotykając
je umrzesz jak dotkniesz to umrzesz ja dotkniesz jak dotkniesz je
skórą pacpacpac to umrzesz
moje dziecię piszę do ciebie słowa współczesnych nie dotrą
do ciebie już nigdy już więcej i wrzeszczę słów słów słów słów jeszcze rozumem
już nie obejmiesz tego co kreślę tu dzisiaj ja człowiek jest rok dwa tysiące
zostanie ci tylko to co pokreślę to co złowieszcze
to co mordercze zostanie ci tylko ochota na głębię na głębię
by zgłębić tę głębię zagłębić się jeszcze swą skórą pacpac
i właśnie na bombę co lat ma tysiące wpadniesz i już cię nie będzie
być może by rzucić okiem na to co kreślę
być może nawet jest późno za późno już późnozapóźno
moje dziecięsięcylat
przyjdź przyjdź i na kolana wejdź
przyjdź oprzyj się o moją pierś
przyjdź przyjdź dziecięćlat
zaśpiewam ci ukołyszę
to my najswawolniejsi
z mieszkańców matki ziemi
dawniej moje dziecięćlat
dawniej wiesz dawniej chodziliśmy na palcach
prześwietne pomniki zaludniały ziemię
opowiadały o duchu ludzkości
o jego drodze w nieznane
a teraz teraz dziesięcylat
teraz widzisz
olbrzymie pomniki pogrzebane w ziemi
a ty stąpasz po bombach
no dalej skocz przez skakankę skocz
skocz skocz
hop i hop i hop
i hop
pacpacpac
to jest to
i już cię nie ma
martwe jesteś martwe już martwe
pacpac jesteś martwe moje małe
na zawsze

kochanek z Flandrii

Tam w głębi płaskiego kraju pragnę rąk tej nocy
rąk Wima lub Mickiela tutejszych rąk Flamanda
którego języka nie poznałam dobrze
on nauczyłby mnie że hipopotama
nazywa się koniem Nilu
na nosorożca mówi się nos-róg
w jego ramionach śmiałabym się uczyła słów miłości
w jego języku mojej matki
którym nie przemówiła do mnie nigdy
Wim zabrałby mnie w podróż po ziemi
na tych ich śmiesznych rowerach
one snują opowieść o Belgii
historię świata ciebie mnie
czasem we dwoje w jednym kierunku czasem plecami do siebie
czasem przez skok na siodełko by powieźć to drugie
ruchem wahadła pojazd nabiera rozpędu
roweru żagiel baśniowy wzdyma się śmiechem Wima
w porze między psem a wilkiem a jego żona sprzedaje kwiaty
myślę są piękni niczym bóstwa płaskiego kraju
gdy jeżdżą na obiad do miasta w pobliżu
gdy w bagażniku wiozą swoje dwa wilczury
Dalejże Wim poprowadź mnie
bierzesz do ust flamandzkie niebo
językiem rzucasz wyzwanie burzy
a podmuch wiatru pokrywa czernią
drzewa wzdłuż twego kanału
serce mam pełne smutku mój boże
och mój boże smutku
ja, mewie pośmiewisko
Dalejże weź mnie w ramiona
ukorzeń mnie w płaskiej ziemi swojego kraju
ty nigdy nie pojmiesz
odcieni mojego smutku
i z tego będziemy się śmiali tak mocno
proszę Wim poprowadź mnie
do nieba Flandrii

Piratka Mary Read marzy

marzy mary
ready mary?
ach
mówi mary
marzę tak marzę
o domu
ogrodzie
w nim biegną
moje przepiękne dzieci
ach
mówi mary
marzę tak marzę
o ogniu
na środku
salonu
i o kominku
w nim ogrzać serce
w nim zaprószyć zapał
co noc
czekam
na mężczyznę
który wraca
po dniu pracy
i szykuję mu
posiłek
dzieci
już gotowe do snu
włosy układane z troską
i spowite wonią perfum
wszystko w porządku jestem tu
mówi mary
co noc o tej samej porze
wyciągam ramiona wyciąga ramiona
„czy dobrze minął ci dzień?”
„tak mary a tobie, powiedz,
czy dobrze minął ci dzień?”
„tak rackhamie.”
i gdy w tamtym życiu oddają się miłości
co noc
nim zamknie powieki
mary marzy
dosiadłszy wzniesionej męskości rackhama
jak przemierzają morza
jak fala wzbiera
miłością 
jak wokół masztu żagle
łopoczą
otwiera usta
posyła śmiech
w burzę

Powiew

Nocna ćma jej zieleń i czerwień
poranny rozbitek u wybrzeży okien
Tak krótki przebyty tu czas
Kiedyś odwiedzę cmentarz morski
Na widnokręgu pojawia się Nadière
maleńka wyspa
miasteczko bez tchu
gdzie żyły rybackie rodziny
A kiedy nadchodzi burza
wtedy nad twoją głową
falami przepływa jezioro
przykrywa na okamgnienie
dach domu
figowiec
Wyspa związana z lądem pomostem
poprzez wsze czasy dzieci spieszą do szkoły
Ostatnie ściany ogryza sól
To płonne to powiew
to czujesz co tropisz
płonny powiew
przyjdź
przyjdź
przyjdź
a ja cię ukołyszę
wszystko minie
wszystko minie
i płonne
i powiew
ćśśś…



Laurence Vielle (ur. 1968 w Brukseli) – belgijska poetka, aktorka i performerka pisząca w języku francuskim. Autorka scenariuszy teatralnych, filmowych i radiowych oraz kilkunastu książek poetyckich. Za tom wierszy Ouf (2015) otrzymała prestiżowy tytuł Belgijskiej Poetki Narodowej (2016) oraz nagrody Prix de Découvreurs (Nagroda Odkrywców) i Grand prix przyznawane przez Académie Charles Cros, w kategorii książka mówiona.

Łukasz Kraj (ur. 1995 w Krakowie) – student filologii polskiej, francuskiej i portugalskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Laureat Diamentowego Grantu (2020), w ramach którego prowadzi literackie studia nad roślinami. Sekretarz redakcji kwartalnika „KONTENT". Publikował m.in. w „Ruchu Literackim”, „Pamiętniku Literackim”, „Znaku” oraz „Wizjach”.