Małe, nowe ciała w naszych starych ciałach
licznie się lęgną i mnożą, kiedy się spotykamy,
nie mamy na nie rady i nie mamy modlitwy,
więc staramy się nie bać, żeby dalej tu trwać.
Małe, nowe ciała w naszych starych ciałach
są z nami na chodnikach i w supermarketach,
nie mamy na nie rady i nie mamy modlitwy,
jest nas coraz więcej, więc ich też przybywa.
Jest nas coraz więcej, więc ich też przybywa,
licznie się lęgną i mnożą, kiedy się spotykamy
w biurach, szkołach, szpitalach, na skwerach,
my, stare, słabnące ciała, które chcą tu trwać.
My, stare słabnące ciała, które chcą tu trwać
nie przetrwamy, choć jest nas coraz więcej,
bo ich też przybywa, licznie się lęgną i mnożą,
nie mamy na nie rady i nie mamy modlitwy.
Stary park, rozbite niektóre latarnie, inne całe,
drzewa dość kruche, pod nimi zgniłe szyszki,
ścieżki tracą kształt, trawniki trochę wyłysiały,
zapada zmierzch, niemal nikogo już tu nie ma.
Drzewa dość kruche, pod nimi zgniłe szyszki,
stare ławki z powyłamywanymi siedziskami,
siedzę w mroku obok pustego kosza na śmieci,
do gniazd wracają kolejne gołębie i gawrony.
Stary park, rozbite niektóre latarnie, inne całe,
wracają też wiewiórki i skaczą w ciemności
bardzo wysoko nad głową, szeleszczą gałęzie,
zapada zmierzch, niemal nikogo już tu nie ma.
Ludzie odeszli ścieżkami, co straciły kształt,
do gniazd wracają kolejne gołębie i gawrony,
wracają też wiewiórki i skaczą w ciemności,
zamiast parku będzie las, zamieszkam w nim.
Zima, zimno, a błękitny smog daje kształt
tym, co idą przede mną i tym, co są za mną,
wszyscy wyrzynamy korytarze w smrodzie,
w niejasnym świetle i w niebieskiej mgle.
Ci, którzy idą przede mną i ci, co są za mną
w niejasnym świetle i w niebieskiej mgle
zostawiają słaby ślad w świecie, w mieście:
wszyscy wyrzynamy korytarze w smrodzie.
Zima, zimno, a błękitny smog daje kształt
tym, co idą przede mną i tym, co są za mną:
powstają też niemal niewidoczne powidoki,
które przez chwilę nas tropią, zanim znikną.
Tropią nas duchy smrodu, błękitnego smogu
w niejasnym świetle i w niebieskiej mgle,
zanim znikną, wiernie odwzorują nasze ciała
stworzone na podobieństwo wielkiego ducha.
Zatrzymuję się, jestem posłuszny znakom,
bo tak się umówiliśmy, stoję na światłach,
puszczam samochody i cierpliwie czekam
na zmianę, która pozwoli mi ruszyć dalej.
Czekam na zmianę, co pozwoli mi ruszyć,
jestem posłuszny znakom i naszej decyzji,
która nie pozwala nam się ze sobą zderzyć,
jeżeli dotrzymujemy tego, co obiecaliśmy.
Jeżeli dotrzymujemy tego, co obiecaliśmy,
unikamy karamboli, potrąceń i zniszczeń,
puszczam samochody i cierpliwie czekam
na zmianę, która pozwoli mi ruszyć dalej.
Zatrzymuję się, jestem posłuszny znakom,
wyje karetka, ktoś nie dotrzymał obietnicy,
jaką sobie wcześniej milcząco złożyliśmy,
nie czekam na znak i zmianę, ruszam dalej.
Domy stoją dalej, niż sięga nowa droga,
stara ma wiele okrągłych dziur i kałuż,
mocno i wyraźnie znaczą ją ślady opon,
nikt tu nie chodzi, wszyscy tutaj jeżdżą.
Nikt tu nie chodzi, wszyscy tutaj jeżdżą,
bo stara droga ma okrągłe dziury i kałuże,
więc ci, co mieszkają w nowych domach,
będą tędy jeździć, ale nie będą się brudzić.
Ci, którzy mieszkają w nowych domach
będą tędy jeździć, ale nie będą się brudzić
i nie wysiądą, dopóki nie dotrą do drzwi,
dopóki nie wybudujemy im nowej drogi.
Domy stoją dalej, niż sięga nowa droga,
starą mocno i wyraźnie znaczą ślady opon,
widać także podwójny trop naszych stóp,
idziemy, więc musimy się ubrudzić ziemią.