Na początku była emocja.
A gu. Zasada. Głos nielogiczny.
Pierwszy krzyk cielesny.
Dziś ostało się tylko słowo, dopieszczane i dopieszczane.
Księżyca peruka, różowa.
Precz z fastrygami!
Woda jest wodą.
Ziemia jest ziemią.
Niebo jest niebem.
Nie szukamy.
Krytykujemy tylko organiczną emocję tego, co jest. Tej komórki, tej cząsteczki światła i dźwięku.
Ustanawiamy życiodajny punkt każdej chwili.
Głosimy transcendencję spontanicznej rozrywki.
Nie szukamy.
Nie szukamy.
Nie szukamy.
Dostajemy.
Obyśmy byli amforą: Nerwem-Zwierciadłem.
Żądamy przestrachu, prędkiej pieszczoty, dziabnięcia…
Smutku tłuszczu spod brzucha…
Igrzysk mięśni…
Szukamy nagiej emocji.
Bez formy. Bez formy.
… … … … … … … … … … …
– Czy rusza Cię jedenastozgłoskowiec?
… … … … … … … … … … …
KRZYK! KRZYK! KRZYK!
Poeci:
Ku szczerości. Krok zapadł.
A gu jest prawdą. Spontanicznością.
A gu nie trzeba nauki, lektur i erudycji.
A gu jest.
Claridad, nr 6, Listopad, 1920
Podstawa tłumaczenia: Guimerl, Z. (Alberto Rojas Jiménez), Martín, J. (Martín Bunster), Primer Manifiesto „Agú” [w:] Plath O.(red.), Alberto Rojas Jiménez se paseaba por el alba, Dirección de Bibliotecas, Archivos y Museos, Santiago 1994, s. 50.
Kacper Szpyrka – Skok przez trumnę Alberto Rojasa Jiméneza
Pewnego dnia podszedł do Rojasa jakiś nieznajomy i powiedział: „Proszę pana, posłyszałem rozmowę, którą pan prowadził i poczułem do pana wielką sympatię. Czy mogę pana o coś prosić?” „O cóż to?” – rzucił opryskliwie Rojas Giménez. „Niech mi pan pozwoli przeskoczyć przez siebie” – powiedział nieznajomy. „Jak to.. przeskoczyć?, zdziwił się poeta. – Jest pan tak silny i zręczny, że potrafiłby pan przeze mnie przeskoczyć, kiedy tu siedzę przy stole?” „O nie – odparł z całą pokorą nieznajomy – ja to zrobię później, kiedy już pan będzie całkiem spokojny, w trumnie. W ten sposób zwykłem składać hołd ciekawym osobistościom, jakie nadarza mi się spotkać: przeskakuję przez tych ludzi, jeśli wyrażą zgodę, po ich śmierci. Żyję całkiem samotnie i to moje jedyne hobby.” Tu wyciągnął z kieszeni notatnik i powiedział: „Noszę przy sobie listę osób, przez które już przeskoczyłem.” Rojas, w szalonej radości, zaakceptował dziwną propozycję [1].
Miesiąc przed śmiercią Nietzschego, 21 lipca 1900 r. w chilijskim mieście Valparaíso przyszedł na świat niezwykły człowiek – Alberto Rojas Jiménez. Był pisarzem, poetą, członkiem grupy artystycznej skupionej przy Federación de Estudiantes de la Universidad de Chile, znanej pod mianem „Pokolenia 1920”, do którego, prócz Jiméneza, należeli tacy twórcy jak Pablo Neruda, Romeo Murga czy Rubén Azócar.
Według Luis Enrique De’lano życie autora „Pierwszego manifestu A gu” dzieli się na trzy okresy: 1) przed wyjazdem z ojczyzny w 1925 r.; 2) podróże po Europie; 3) chilijska bohema – od powrotu do kraju, aż do śmierci w 1934 r.[2]
W wieku 18 lat pod pseudonimem Pierre Lhéry publikuje swoje utwory prozatorskie z czasopiśmie Zig-Zag. Następnie przenosi się do Santiago, gdzie wraz z grupą innych artystów i intelektualistów współtworzy czasopismo Claridad.
W 1925 roku w towarzystwie Abelardo Bustamante Paschina udaje się w podróż do Francji, Niemiec i Hiszpanii, która sześć lat później zaowocuje jedyną wydaną za życia pełną polotu książką Jiméneza, zbiorem impresji i wspomnień artysty – Chilenos en París (Chilijczycy w Paryżu). Po powrocie z Europy angażuje się w artystyczne życie bohemy.
Podobnie jak Schopenhauer nader sugestywnie ujął w swoim opisie anemiczność Hegla, Pablo Neruda z niezwykłą szczerością odmalował ekstrawagancję swojego przyjaciela:
Przystojny i elegancki pomimo nędzy, nad którą zdawał się polatywać jak złocisty ptak, miał wszystkie cechy modnego dandysa: pogardliwy stosunek do otoczenia, bystrą orientację w gąszczu konfliktów towarzyskich, radosną umiejętność używania życia i apetyt na wszelkie doznania. Książki i dziewczynki, butelki i morskie wyprawy, wymarzone podróże na dalekie archipelagi – wszystkiego zaznał i nie pominął żadnej okazji do nowych przeżyć. W środowisku literackim poruszał się z niedostępną miną ostatecznego wykolejeńca trwoniącego własny talent i czar osobisty.[3]
„Byłem i jestem nadmiernie żarliwy – pisze o sobie Rojas Jiménez – każdemu mojemu czynowi, mojemu słowu i wszystkiemu, co mnie otacza, ofiaruję w całości moje odsłonięte życie.”[4]
***
W szóstym numerze Claridad pojawił się inspirowany europejskim dadaizmem, niezwykły wiersz programowy dla tego tygodnika Primer Manifiesto Agú („Pierwszy manifest A gu”) autorstwa Zaina Guimerla y Juana Martína. Oczywiście były to pseudonimy Alberto Rojasa Jiméneza i jego przyjaciela Martína Bunstera. W manifeście mamy do czynienia z apologią najpierwotniejszego dźwięku człowieka, jako autentycznego wyrazu kreacji artystycznej. Wybrzmiewa też donośnie pragnienie spontanicznego wyrazu czystej, nieskażonej, niezapośredniczonej wypaczającymi konstruktami intelektualnymi emocji. Jest to oczywiście awangardowa prowokacja, niemniej jednak ukazuje obraz sceptycyzmu względem „dopieszczonej” formy zacierającej „czystą emocję”. Neruda wspomina w jednym miejscu, że autorzy manifestu „dążyli do oczyszczenia języka”[5], ponieważ cała zagmatwane narośle języka niemal uniemożliwiły swobodną ekspresję, zagłuszyły „pierwszy krzyk cielesny”.
Podczas jednej ze swych rozmów z uczniami Konfucjusz ubolewał nad tym, że “nazwy nie są poprawne”, że pewnego rodzaju pomieszanie pojęć prowadzi do niewydolności języka, a ta z kolei przekłada się na wybrakowanie rzeczywistości człowieka – od psychologicznej przez społeczną aż po polityczną. Podobna obserwacja zdaje się tkwić u podstaw manifestu Jimeneza – i receptą chilijskiego poety na taki niepożądany stan rzeczy jest powrót do autentycznego przeżycia, do “nagiej emocji”, do języka, który nie próbuje tuszować bezpośredniości doświadczenia, ale w nie wnikać i ukazywać. Jiménez „lansował nową szkołę w poezji pod nazwaniem „Agu” – pisze w innym miejscu laureat literackiej nagrody Nobla – jako że tak ponoć brzmieć miał pierwszy okrzyk człowieka, który można uznać za pierwszy utwór poetycki ludzkiego noworodka”[6].
Z odmiennym nastawieniem nad tym tematem pochylił się również Zbigniew Herbert w wierszu „Pan Cogito a pop”: „Kłopot polega na tym/ że krzyk wymyka się formie/ jest uboższy od głosu/ który wznosi się/ i opada”[7]. Co znaczy wołanie Jiméneza: „Woda jest wodą/Ziemia jest ziemią./Niebo jest niebem.” oraz „KRZYK! KRZYK! KRZYK!”? Pochwała tautologii i powrotu do prymitywizmu?
Utwór zdecydowanie jest gniewnym tupnięciem nogą przeciwko językowi, który stracił już jakąkolwiek możliwość wyrażenia emocji najintymniejszych i najbliższych człowiekowi. Manifest wypływa jednak przede wszystkim z troski i odpowiedzialności za język oraz ze zwykłej bezradności użytkownika mowy. Dopiero na drugim planie wesoło wiwatuje podskakując maniera i antymaniera dadaizmu.
***
W 1934 roku Jiménez umiera na odoskrzelowe zapalenie płuc. Diego Moñuz napisał po odejściu swojego przyjaciela następujące słowa: „Alberto bez wątpienia był młodym czarodziejem. Czasami zastanawiam się nad tym, jak to możliwe, że był tak blisko nas. Całe jego życie było magiczne. Tak samo jak śmierć. Zniknął za sprawą magicznej sztuczki.”[8]
Podobno po śmierci Jiméneza, gdy najbliżsi zgromadzili się przy jego pozbawionym życia ciele, pojawił się jakiś nieznajomy, wziął rozpęd i przeskoczył nad trumną.[9] Literacki pomnik ku czci zmarłego stworzył Pablo Neruda, poświęcając swojemu przyjacielowi wiersz, pt. Alberto Rojas Jiménez viene volando („Alberto Rojas Jiménez przybywa lecąc”).
Przybywasz lecąc sam, samotny,
Sam pośród umarłych, sam na zawsze,
Przybywasz lecąc bez cienia, bez imienia
Bez cukru, bez ust, bez krzaków różanych,
przybywasz lecąc.[10]
[1] P. Neruda, Wyznaję, że żyłem. Wspomnienia, przeł. Z. Szleyen, PIW, Warszawa 1976, s. 42 i n.
[2] L. Plath (red.), O., Alberto Rojas Jiménez se paseaba por el alba, Dirección de Bibliotecas, Archivos y Museos, Santiago 1994, s. 244. (Jeśli nie podano inaczej, wszystkie teksty obcojęzyczne w tłumaczeniu autora.)
[3] P. Neruda, dz. cyt., s. 41.
[4] L. Plath (red.), dz. cyt., s. 15.
[5] Publicaciones experimentales. (online) Protokół dostępu: http://www.memoriachilena.cl/602/w3-article-98101.html [20.07.2018 r.]
[6] Tamże, s. 42.
[7] Z. Herbert, Pan Cogito, Wydawnictwo a5, Kraków 2008, s. 46.
[8] Plath (red.), O, dz. cyt., s. 239.
[9] zob. P. Neruda, dz. cyt., s. 43.
[10] P. Neruda, Alberto Rojas Jiménez przybywa lecąc, przeł. Cz. Miłosz, [w:] Cz. Miłosz., Przekłady poetyckie wszystkie, Znak, Kraków 2015, s. 156.