Wczesny ranek, przed chwilą troje z psem przeszukiwało w podwórzu kontenery. Teraz siedzą przed domem, obok nich wózki z torbami i znaleziskami. Jedzą, palą papierosy, rozmawiają. Jednocześnie, jakby się starali oszczędzać czas. Włączył się alarm auta, ale nie zwracają na niego uwagi i pies ani drgnie. Otoczyły ich gołębie, bo dzielą się z nimi chlebem. Wszyscy wydają się szczęśliwi.
Gdańsk, 23 VII 2020
Nazywam się Trop, biegnę dokąd chcę i którędy mnie węch poniesie. Podobno jestem wyżłem, ale czy to prawda? Nie mam obroży, budy, smyczy ani łańcucha, mam cętkowaną sierść, wilgotny nos i posłuszny ogon. Żebym nie umarł z głodu, dostaję od mojej pani miskę zupy, kości znajduję na śmietniku i to mi wystarcza. Nie słyszę i prawie nie widzę, jednak wiem o was więcej, niż myślicie. Znam tajemnice miasta, to miasto nie zna mojej tajemnicy. Za ostatnim domem przedmieścia, na skraju łąk znalazłem jajo smoka. Leżało tam od wiosny. Na szczęście młody smok się nie urodzi, bo przegryzłem skorupę. I tak ja, Trop, ocaliłem miasto.
2020
Cudowna ta ważka
nie skrzydła ją niosą
a sama chęć latania
dwa brzegi Granicznika
kępa trzciny oset spieszy się
musi wielkimi oczami
pożreć świat nim sama
w okamgnieniu zniknie
2020
Niedościgniona bo szybsza
od wody która właśnie wyciekła mi
z dłoni i doskonała jak mapa
łąki na liściu mlecza promień
światła niesie ją tu i tam naraz
ale chwila zbyt krótka bym wyraził
podziw gdy znieruchomiała
na wyciągnięcie ręki głębia jej oczu
pochłania mnie bezpowrotnie
2020