W trasie ja w transie
horyzont na remanent
nosiło mnie byłem mu
nośny witraż bitumiczny
chrzęścił w zębach
chorał pneumatyczny
ja przenośnik permanent
na napęd dżdżysty
mazidło z komina w horyzont
majak perspektyw na styk
budów jak wszczep tkwię
pneumatyk notoryczny
kawał świata kafar
na jaki wizaż pejzażysty
stać nasz moment obrotowy
pluty mazisty
niech wygra wybory
powabne wewnętrzne
kto śmielej ostem chrzęści
raczej okładziny mi się
wydzieliły w naoczność
mnie dopada widzimisię
dogorywa nie wiem
kawa nie kawa ból
jak oka w głowie
raczej chłodno arktycznie
maziście zarazem
dzień mazidło pojęte
wyssane kto mówi jeśli
nie ty taki wiersz
w twardym tlenie
twardej walucie
dobry piękny skupiony
na pniu mózgu
więźbie cząsteczkowej
terma pęka marznę upał
przyprawia mnie zżywa
z chwilą kilka chwil
jestem zżyty do dnia ja
centryfuga cna gaz
mielę dzień pracuję
i to jest ściema termalna
w klimacie bazowym
zaczynamy się psuć ty ja może
nawet ze sobą robimy to
naprawiam zżycie jestem
termą na telefon
dom wyścieła mi
ściółkę mielinową biorę
ścieżkę ledową wydzielam
myśl w klimat wiskoza
lepka pogoda gazowa z nas
cząstka wychodzi z domu
nie wraca drgam po niej
cały w braku przez nią
napromieniowany
ekranik mi głaszcze
drukarka w trzy d zaraz
wyda mi glejt poharata
śmiertelny strach
zbawiony na fejsach
chwalebnie powzięty
ceramizuję zwoje
ja cały ledowy
nieśmiertelnik
w poście neuronowym
poszczę
w porcie przyswajam futerał
wypłaszczam szkliwo
przykładam nie pękam
w szarych
bańkę toczę ulewa
mi się wysiewam polip
mój bunt polubiony
ale twarz ważna
ważny wyraz twarzy
głaszcze cacka się
ze mną bierze mi mega
duszpasterz środowisk