wtargnął przez nieszczelne okno marzec
wtargnął mi kwiecień
miałam plany od do, miałam przykazane nie leżeć
świerzbił palec od przewijania newsów, drętwiałam
cała
wszystko we mnie było czekaniem, leżało na wznak
po kilku dniach na newsy zabrakło mi palców
po kilku dniach zabrakło mi serca, znak nie przyszedł
oddech prawie wyczerpałam – a jednak miałam czelność
śnić (i przepaść, przepaść roiła się)
byłam na skraju czekania, byłam blisko przełknięcia
i maj się wdarł tym samym wejściem, przepadłam
dziesiątego pogrzebałam czerwiec, wieczne spoczywanie
racz mu – tuż obok maja, a ten był oknem, złym okiem
planetą w odwrocie: i wschody, na żaden nie wstałam
gwasze zachodów, rozpisywanie znaczeń, to odium
i odmęt: a chciało się wierzyć, że jest coś oprócz –
coś ponad historie, w których tylko grzęznąć, grzęznąć
bez opamiętania: i w kółko te same wielkie ulewy, znów
byle do cna przemoknąć, byle przestój, petrichor
nieuchronność
powietrza
przejęło się, imało coraz mocniej i słowo
po słowie – ciągnęło za język, rozplotło
i był
wrzesień, wieczorne światła jak zaklęcia
– złuszczyła się skóra, która jest fasadą
i zniszczyła fasada, obietnica którą
byłam – wezwanie, pod nim kościół
kołatka mosiężna, ciężar, coś – nic
więcej, kropka, cięcie
powiedziała: tu mam jeszcze rankę niezasklepioną
słowa jak grudy i gruda za grudą, posklejam ją
solą
a gruz?
suma rzeczy, o których będziemy pamiętać. zęby
we śnie, cały stos, przyrzekłeś
i były cięgi
zbierane, piosenki tła i żebry
czyjeś, po co?