Rzeka płynie na północ, wiatr dmie na południe,
każdy człowiek ma swoją godzinę.
Tłuste słońce południa
nad dachami się pichci
Skwarantanna –
– Sawanna
Tak nazwano ten kraj
Trzech przyjaciół od zawsze
Przemiał,
Przewał i
Przestrzał
wokół ciche, bezzębne
miasto trwa;
Ujawniają się blaski,
oponiski, bajbaje
Przyjeżdżają nas odkryć
czarterowym tramwajem
Górny Egipt ulicy
Dolny Egipt piwnicy
z góry na dół przemieszcza się
piach;
(Trybalne tatuaże
marsz, marsz!)
Królowe Kierów W Chińczyku czeka
kocą się na klatkach czujna Czikamatka
(wszędobylcy, niemilcy
słyszycież-wy jak płacze?)
Jej Chłopczykcziko Gołębie drobie,
czerwony, zaczkany szczurze syczuany
(Strudzone balejaże
marsz, marsz!)
– Po co błądzisz, bezbożny rabie
po krainie egipskiej i bladej,
kogo szukasz w przyziemnych mgłach?
– Dolina, ech dolina
O, jak mi serce pęka!
Chciałbym się z tobą tulić
w egipskich, ciemnych wnękach!
Zajechały spocone Po nich przyszli
psie karki złamani menele
(zwyciężczyźni, zmężczyźni
reperujcież tryskacze!)
po swój chiński, pogubiły w biegu
wynośny kubełek kominiarki;
(posiekane
psie karki
psia mać!)
– Dokąd leziesz, blerwo biurowa
w której bramie zamierzasz się schować
za kim tęsknisz w tej studni bez dna?
– Dolina, ech dolina
O, jak mi ciebie braknie,
w tej podwórzowej studni
gdzie lato trupem pachnie!
Ku sobie lepcy, jak dwa czułe strzępy
krwi i melasy, jak czterej pancerni
w ciaśnicy czołgu
męskie grający porno
(tutaj nic, tutaj nigdy,
miłość stygnie jak asfalt
strefa tarcia: bruk o
bruk, o bruk bruk)
– Choć podobno bywają wieczory
jak zmyślone, z arabskiej baśni
księżyc płynie w oparach kamfory
ludzie prości, przejrzyści i jaśni
mają w sobie zajawki wigoru
ale dotąd
nikt
nigdy
nic.