Trzęsienie ziemi
Towarzyszy ci hałas samochodów
Przezwycięża delikatną skórę wokół mózgu
I wywołuje wspomnienie
Wielkiego upadku żółtej jesieni
W spowolnione miasto
Miasto zgasło
Miasto zgasło
Żyjemy w czasach nowej pełni
Zbyt szczęśliwi
Para na moście i samochody w rozchwianym powietrzu
Ręce już biegną niczym strzały odmienione ciepłym wiatrem
Ocierającym się o fasady i fronty
Wstępujesz do winiarni
Co by było gdyby
Wybuchło trzęsienie ziemi
Właśnie tu
Właśnie tutaj
Zauważasz kucharza jak zjeżdża windą w podziemia
Temperatura rośnie i przemieszcza się po długiej skórze
Usta szepcą nad termometrami
Dźwięki pracują ponad poziomem morza
Chodzeniu po ulicy towarzyszy szczególne uniesienie
Ludzie wznoszą się obok między domami
Narzuty wydychają parę na plecy nagich ścian
Zmęczenie rozpuszcza się w koronach drzew
W winiarni rozbujały się kieliszki
Ostrożółtego i przezroczystego wina
Mocne promienie oświetliły kelnerów
Palących właśnie
Między węgarami drzwi
Było to niczym trzęsienie ziemi
Gorący kraj
Kiedy w lecie przechodzisz z jednego rozpalonego krawężnika na drugi
Wydaje ci się że z Poříčí
Wybierasz się do Nowego Jorku
Kontrolują Cię policjanci
Legitymujesz się numerem
Numerem pozostajesz
Myślisz o dwóch koleżankach szarych jak kartony
Razem na zakupach
Na wycieczce w dzielnicy
Opuszczonych perfumerii
I fosforyzujących nocnych witryn
A już niebawem kołdry w hotelu Golub okryją ich ciała
Zaspy lata odjazdy
Lód na wypaczonym dziegciu
Dworca autobusowego
Dobrze rozumiesz gorąco
Jego nadejście
Nie wprowadza cię w zamieszanie
Twoja ukochana jest dziwna niczym gołąb
Albo hydrant przeciwpożarowy
Wysoka i pełna bielizny
Idzie u twego boku
Nie idzie
W ogóle jej przy tobie nie ma
Twój Nowy Jork
Otwiera się za zasłoną z igelitu
W sekretnym pasażu
Góry pudeł gruzu i kurzu
Odwiedza cię opresyjny obłęd
Wstępujesz do klubu bladych
Bzykanie maszynki wychodzi
poza iluminowane drzwi
Zoperują ci mózg
I będziesz szczęśliwy
Wadliwy od urodzenia
Nie więcej niż zepsuta szafa grająca