Skip to content
Magazyn Wizje
  • POEZJA
  • PROZA
  • PRZEKŁAD
  • EKSPERYMENT
  • DRAMAT
  • AKTUALNIK
  • Search

Zestaw trzech wierszy

Aleksander Wierny
Numer 2/2018 „Zwierzęta”
Poezja
  • Ilustracja: Ola Rubik

Wielki wybuch

Kiedy się wyprowadzaliśmy, bo dom nad kanałem Kohna kupił ktoś obcy i ważny, na górze,
w naszym mieszkaniu na drugim piętrze, w przechodnim pokoju

jeszcze stało pianino, na dole, na parterze, zakurzeni saperzy, spracowani szatani, wiercili
dziury, żeby założyć ładunki wybuchowe,

było lato, miałem gorączkę (może ze zdenerwowania, może wgryzł się we mnie przypadkowy
wirus),

krztusiłem się, nosząc tekturowe pudła z ubraniami i książkami, a w tym samym czasie moja
matka jednym palcem grała melodie,

które znałem, a których nie umiałem nazwać, więc gdy znów się wspiąłem po wyślizganych,
starych stopniach, mógłbym właściwie zatańczyć,

ale nie tańczyłem, tylko oparłem prawą dłoń na prawym kolanie, żeby odpocząć, co i tak
wyglądało trochę jak figura jakiegoś tańca,

a wtedy matka zamknęła klapę pianina, co zabrzmiało jak strzał ślepym nabojem, bo przecież
nie mogliśmy już nic zaradzić,

mogliśmy tylko minąć sponiewieranych saperów i upchać pakunki w furgonetce
(mijaliśmy się z fachowcami od wybuchów uprzejmie i obojętnie),

i ruszyć, i dojechać do śmierdzącego wieżowca w innej dzielnicy, gdzie ktoś ważny i obcy
kupił i wynajął nam zastępcze mieszkanie,

o czym powiadomił nas jego wysłannik, kędzierzawy od potu blondyn, i poukładaliśmy
przedmioty, które wiele lat później,

kiedy matka umarła, usuwałem z przyjacielem, choć broniły się ze wszystkich sił – lampy
pluły elektrycznymi impulsami,

szafa chciała się przewrócić i zrobiła, co zamierzała – i jakoś je jednak wyrzuciłem, albo
sprzedałem kaszlącemu mężczyźnie w srebrnych okularach,

po czym oświadczyłem mokremu blondynowi, że nic mnie już nie łączy z jego ważnym i
obcym szefem,

lecz nawet wtedy myślałem o dawnych wieczorach spędzonych pod wysokim sufitem,
kiedy słuchałem szumu kanału Kohna płynącego pod oknem,

który potem zasypano gruzem z wysadzonego przez sprytne diabły mojego domu: szczątki
następnie utwardzono,

a dziś jest tu ulica obiegająca Galerię Jurajską, miejsce mnogich radości – kupowania,
spotykania się, spacerowania –

chętnie z niego korzystam, a najczęściej siadam tam, gdzie był pokój z pianinem, bo dziś
można tu zamówić mocną, miękko smakującą kawę

z bardziej cierpkim niż słodkim ciastkiem, zatem piję i jem, zamykam oczy i jeśli bardzo się
skupię, słyszę tamten dźwięk,

wybijany martwym palcem martwej matki na nieistniejącym pianinie, stukam opuszkami w
jasny blat stołu, bo próbuję znaleźć ten sam ton i rytm,

lecz oczywiście nie znajduję, przecież zniknął w dziurach wydrążonych w czasie i pamięci
przez zmęczone diabły.

 

1991

Szedłem Alejami Najświętszej Maryi Panny po kolana w potoku pustych, plastikowych
butelek, wiele lat temu,

gdy papież wezwał do Częstochowy na wspólną modlitwę milion młodych katolików, więc
patrzyłem na miedzianoskóre, grube Włoszki,

bardzo bladych Słowian, świetnie śpiewających Hiszpanów, szedłem wśród porzuconych
przez pielgrzymów przejrzystych pojemników,

co odbijały światło, jakiego nigdy wcześniej i później nie zaznałem, szedłem, słysząc
wszystkie języki i swoją krew,

która nigdy już potem żywiej nie krążyła, nigdy żwawiej nie szukała ujścia, ani połączenia z
Ciałem i Krwią

(bo przecież tylko ciała zmartwychwstaną, znajdą odkupienie), szedłem w przyszłość, w puste
przestrzenie pomiędzy starymi kamienicami,

szedłem szybciej, niż dziś, kiedy przedzieram się przez powietrze mętne od mrozu i smogu,
idę między brudnymi ciałami samochodów

zaparkowanych w niedozwolonych miejscach, omijam coraz starszych mieszkańców,
skulonych i sprężonych,

zawadzając czasem barkiem o ich barki, idę mijając puste przestrzenie pomiędzy martwymi
kamienicami, w kilku nawet mieszkałem

(tej, w której żyję dziś, pewnie już nigdy nie zamienię na inną), idę, szukając błysku światła w
każdym porzuconym śmieciu, albo chociaż w sobie, w stygnącym, ciemnym ciele.

 

Huberman

Przybywają potomkowie, skuleni wchodzą do piwnicy, w której ukryli się i przeżyli: dziadek,
sprawny szewc

i stryjeczna babcia, wtedy – dziewczyna grająca całkiem nieźle na fortepianie, lecz przede
wszystkim

szukająca męża, a ja odpowiadam za porządek – proszę odpowiednio wcześniej dzisiejszego
właściciela,

żeby przyniósł klucz, proszę też cierpliwych lokatorów innego domu, aby przystawili drabinę
do zewnętrznego okna

prowadzącego na strych, gdzie przeżyli inni krewni innych przybywających, jedząc co trzy dni
stary chleb

i pijąc swój mętny mocz, proszę potem dyrektora filharmonii, co urosła w miejscu spalonej
synagogi, żeby oprowadził potomków

po przestrzeni należącej niegdyś do Boga, a dziś do muzyki, a oni słuchają skrzypka – solisty
i tylko to nas łączy: dobre dźwięki,

które brzmią czysto pod ziemią, nad nią, i tam, gdzie nie ma już nic.

Download Nulled WordPress Themes
Download Premium WordPress Themes Free
Download Premium WordPress Themes Free
Download Premium WordPress Themes Free
lynda course free download
download samsung firmware
Free Download WordPress Themes
free download udemy paid course


Aleksander Wierny – urodził się i mieszka w Częstochowie, pomieszkuje w Sygontce. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim. Kiedyś - dziennikarz prasowy i telewizyjny w lokalnych redakcjach, dziś - urzędnik. Wydał prozę gatunkową - kryminały Światło i Teraz, horror Krew i strach oraz autobiograficzną prozę Matka mojego dziecka. W 2019 roku ukazała się jego debiutancka książka poetycka Sygontka.


Więcej tekstów w kategorii Poezja:

Zestaw trzech wierszy

Julia Niedziejko
  • Ilustracja: Zofia Kofta
Poezja

Zestaw czterech wierszy

Zuzanna Środa
  • Ilustracja: Ola Rubik
Poezja

Gorylica Koko

Łukasz Dynowski
  • Ilustracja: Julia Fukiet
Poezja

O NAS

Kontakt
Redakcja
Patroni i Patronki
Manifest “Wizji”

WSPÓŁPRACA

Call for papers
Dla Autorów i Autorek
Dla Ilustratorów i Ilustratorek
Promocja

OBSERWUJ NAS

Patronite
Facebook
Instagram
„Wizje” w mediach

Copyright © 2023 Magazyn Wizje | stronę wykonała Janka Uryga na podstawie projektu Meg Krajewskiej