I

Janek wyszedł tylko na chwilę, ale wiedział, że cały czas jest pod czujnym okiem mamy, która spogląda z drugiego piętra przez brudną szybę. Nie wiedział jednak, że kiedy wróci do domu, okaże się, że mama nie jest sama. Janek widzi wujka siedzącego za stołem. Wujek nazywa się Stefan i jest bardzo duży, kształtem przypomina piłkę lekarską. Wujek to bardzo miły człowiek, w przedszkolu panie mówią, że jest poczciwy. W przedszkolu, bo właśnie tam pracuje wujek. Zajmuje się naprawianiem zepsutych rzeczy, wycieraniem podłóg, które tego wymagają, czasem grabi liście i kosi trawę. Ma też swój pokój, do którego nikomu, nawet Jankowi – mimo że to przecież jego wujek – nie wolno wchodzić. Janek wie tylko, że w pokoju są narzędzia, duża szafa i krzesła. Tyle zobaczył przez uchylone drzwi. Czasami któraś z pań, na przykład pani Beata, którą Janek bardzo lubi, znika w pokoju i wychodzi cała w zapachu papierosów. Czasami do pokoju wchodzi pani z jakimś dzieckiem, które było niegrzeczne. Ale inne dzieci – te, które tam były – nie chciały powiedzieć Jankowi co jest w środku.

Wujek Stefan siedzi za stołem i pije kawę, fusiastą, sypaną kawę, taką, jaką piją dorośli. Kawa musi być bardzo niedobra, bo wujek siorbie i wykrzywia buzię, ale po chwili mówi, że jest dobra, bardzo dobra, i Janek nie wie, czy wujek tak uważa, a może kawa powinna być taka, żeby wykrzywiała buzię.

Popatrz, mówi mama, uśmiechając się do Janka, przyszedł wujek, przywitaj się z wujkiem. Janek podchodzi i mówi: dzień dobry, a wujek bardzo się cieszy, uśmiecha się i nazywa go urwisem. Jego ręka wędruje za ucho Janka, a po chwili wraca z monetą między palcami. Janek też się uśmiecha i przez chwilę ma wrażenie, że jest w amerykańskiej bajce. Kiedyś widział taką sztuczkę późną nocą, na jednym z kanałów kablówki, który nadawał amerykańskie bajki właśnie. Mama się odwraca i zaczyna szorować naczynia, w powietrzu unosi się miętowy zapach płynu do mycia. Janek patrzy na wujka i wydaje mu się, że widzi psa. To przez oczy, myśli Janek, wujek ma oczy jak mops, jakby były za mgłą. Na szczęście wujek nie ślini się jak mopsy. A jak ci się podoba w przedszkolu, pyta wujek, popijając łyk wciąż ciepłej kawy, masz tam dużo przyjaciół? Bardzo dużo pytań, myśli Janek i nie wie, od którego zacząć, więc milczy. Jesteś grzeczny w przedszkolu? Nie sprawiasz problemów?

Janek słucha, ale nie wie, co ma powiedzieć, stoi i milczy, patrząc w maślane oczy wujka i na jego uśmiechniętą twarz namalowaną na piłce lekarskiej, bo jego głowa też wygląda jak piłka. Janek stoi i się nie odzywa, więc mama szybko się odwraca i mokrą ręką delikatnie uderza go w ramie. Odezwij się, mówi mama, kiedy wujek cię o coś pyta. Janek odpowiada, że jest grzeczny, i znowu milknie. Mama się odwraca, a wujek mówi: chodź do wujka na kolanka, więc Janek idzie. Musisz być grzecznym chłopcem, objaśnia wujek, nie sprawiać problemu rodzicom, sam widzisz, jak ciężko twoja mama pracuje. Wiesz, że wszystkie panie w przedszkolu bardzo lubią grzeczne dzieci; te dzieci, które posłusznie myją rączki, odkładają zabawki na swoje miejsce i nie biegają po korytarzu. Lepiej być grzecznym chłopcem, mówi wujek, a Janek czuje, że robi się czerwony, tak jakby wujek nie mówił tego, co mówi, tylko mówił: wiem, że jesteś niegrzeczny. Janek ma wrażenie, że ktoś go nakrył, że wujek już wszystko wie i że zaraz powie mamie, że w zeszłym tygodniu zabrał lalkę Magdzie. Wujek przecież może o tym wiedzieć, bo pracuje w przedszkolu i do jego pokoju przychodzi pani Beata.

A wiesz co się robi w przedszkolu niegrzecznym dzieciom, pyta wujek i zawiesza głos, wzrok i cały wszechświat zawiesza w oczekiwaniu na odpowiedź Janka. Nie, szepcze chłopiec, i dodaje: dostają karę od pani. A wiesz co to za kara, maluchu, pytają kawowe usta wujka. Kary są różne, ale tych najbardziej niegrzecznych panie przyprowadzają do mnie, do kanciapy. Szczególnie tych, którzy pyskują, albo są wulgarni. Wiesz, co jest karą dla takich chłopców, pyta wujek, ale już nie zawiesza wszechświata, tylko ciągnie dalej: takim chłopcom ucina się języki.

Wielka gula przemierza szyję Janka, jeszcze gołą, pozbawioną jabłka Adama. Janek czuje coś, co nazywa mruganiem, a co jest stanem poprzedzającym płacz. Ale nie płacze, bo to wstyd, żeby chłopiec płakał, szczególnie przy obcych, nawet przy wujku. Chłopcy nie płaczą, bo to niemęskie, a wszyscy chłopcy są przeznaczeni do zostania mężczyznami. Janek o tym wie, lecz w środku drży i wszystko (serce, jelita, śledziona) mu podskakuje. Ale wujek pierdoły opowiada, co, mówi mama, bo choć nie odwróciła się od zlewu, czuje drgania syna i próbuje rozładować atmosferę. Jednak wujek zarzeka się, że wszystko, co mówi, to prawda. Niegrzecznym dzieciom odcina się języki, powtarza, a potem zawiesza się taki język na haku i wkłada do szafy. W szafie jest bardzo dużo języków, są tam języki wszystkich niegrzecznych dzieci. Mama już nie oponuje ani nie żartuje, co przeraża Janka jeszcze bardzie. Jeżeli nikt nic nie powie, to za minutę chłopiec wybuchnie płaczem i będzie mu wstyd. Idź do pokoju i przebierz się do spania, mówi mama, odkładając cieknący talerz na ścierkę. Janek wstaje i bez słowa rusza do swojego pokoju.

Próbuje zasnąć, ale wciąż myśli o tym, co znajduje się w szafie w przedszkolu. Chowa głowę pod kołdrę i zaczyna płakać. Bardzo się boi. Próbuje uspokoić oddech i po jakiejś chwili mu się to udaje. Wynurza głowę spod kołdry, ale to wcale nie pomaga. Patrzy po ścianach i z przerażeniem odkrywa, że dzieje się to, co dzieje się zawsze, kiedy się boi. Na ścianach pokoju Janka jest tapeta, na której chłopiec i dziewczynka, brat i siostra, trzymają się za ręce. Tapeta jest żółta, a postaci są czarne, łączą się w całe rzędy i ciągną przez cały pokój. Teraz Janek wynurza głowę i widzi, że dzieci tańczą po ścianie. Zawsze tańczą, kiedy czują jego strach. Papierowe dzieci tańczą, a Janek znów chowa głowę pod kołdrę i wyobraża sobie, jak tapeta się rozchyla, a ze szczelin wychodzą prawdziwe dzieci. Janek boi się, że to kiedyś naprawdę się to wydarzy, że papierowe dzieci wyjdą ze ściany i każą mu tańczyć razem z nimi, a potem zabiorą go za tapetę, a ta zaścieli się i już go nie wypuści. Wtedy Janek będzie musiał tańczyć za tapetą i obserwować, jak szuka go załamana mama. Pewnie mama będzie wtedy płakać, będzie za mną tęsknić, myśli Janek i wybucha już niekontrolowanym płaczem. Chłopiec podejmuje decyzję; wie, że musi uciec. Odrzuca kołdrę, odwraca wzrok od tapety i z płaczem wybiega z pokoju. Ucieka do pokoju rodziców, szybko otwiera drzwi i wskakuje do łóżka. Małe rączki szukają matczynego ciała. Co się dzieje, pyta zaspana i przerażona mama, co się dzieje, maluszku? Mamo, dzieci tańczą mi na ścianie, bardzo głośno się śmieją. Janek cały drży, cieknie mu z nosa. Mamo, dzieci tańczą mi na ścianie, śmieją się ze mnie, powtarza Janek. Mówiłem ci, trzeba zdjąć tę tapetę, mówi tata, ledwie przebudzony, jedno oko wciąż ma zamknięte. Mówiłem ci, że będzie się bał. Mama przytula chłopca, ale nie odpowiada ojcu, zwraca się do małego: czym je przywołałeś, pyta. Myślałem o językach w szafie mamo, bardzo się boję tych języków. W głowie Janka znowu wirują języki, skaczą, są coraz bliżej. Ojciec podnosi się i pyta: jakie znowu języki? To nic takiego, mówi mama, taka straszna historia, ale zupełnie zmyślona. Matka gładzi małego po policzku i kciukiem ociera mu łzy. Już nie płacz, mówi, to tylko takie żarty, nie ma żadnych języków, nie musisz się bać, dzisiaj śpisz z rodzicami. Mama robi miejsce dla Janka, a ten kładzie się między dwoma dorosłymi ciałami i mocno przytula się do mamy. Gaśnie światło i wszyscy zasypiają. Mama szepce jeszcze tylko do Janka: nie masz się czego bać, przecież jesteś dobrym chłopcem, prawda?

II

Rano Janek nie chce iść do przedszkola. Odsuwa od siebie talerz i mówi, że źle się czuje. Mama jest jednak nieugięta. Dzieci i ryby głosu nie mają, pójdziesz, czy tego chcesz, czy nie, mówi, a tata w ciszy potakuje. Ja nie mogę z nim dzisiaj zostać, mówi mama z wyrzutem, a tata cicho odpowiada: no, ja też nie mogę.

Tata bierze Janka za rękę i prowadzi go do przedszkola. Na pasach powtarza mu, że trzeba poczekać na zielone i rozejrzeć się w lewo, potem w prawo, a potem jeszcze raz w lewo. Przedszkole jest blisko i już po chwili przechodzą przez zieloną, skrzypiącą bramkę. Budynek jest bardzo stary, tata mówi, że przedwojenny i to dlatego spod farby wychodzą napisy w innym języku. Ale tym się nie należy przejmować, tak już jest.

Kiedy przekraczają próg, Janka zaczyna coś boleć w klatce piersiowej. Ja bardzo dzisiaj nie chcę, tato, mówi Janek i ściska tatczyną rękę z całej siły. Wiem, ale tak trzeba, mówi tata i wyswobadza rękę z objęć syna, dzieci muszą chodzić do przedszkola, a dorośli do pracy, czy to się nam podoba, czy nie. Tata powtarza jeszcze, że  tak trzeba, a Janek wie, że po tych słowach nie ma dyskusji.

Idą korytarzem, pustym korytarzem, bo spóźnili się i wszystkie dzieci jedzą już śniadanie. Korytarz jest ciemny, oświetlony punktowo, zielonymi lampami na ścianach bocznych. Na podłodze jest długi czerwony dywan ze wzorem, którego nie widać już od wielu lat. Wszędzie jest cicho i ciemno; droga od drzwi wejściowych do szafki Janka zajmuje wieczność. Tak mu się przynajmniej wydaje. Tata pomaga ściągnąć Jankowi buty i szybko się żegna, Janek jeszcze próbuje chwycić dłoń spóźnionego wiecznie taty, ale ta odsuwa się szybko. Tata jeszcze z progu krzyczy, żeby Janek był grzeczny i czekał na niego, a potem wychodzi, zostawia Janka samego.

Na śniadanie jest zupa mleczna i kanapki z serem. Janek je zupę i czuje, że mu lepiej. Popija herbatę z lekkiego, plastikowego kubka i jego żołądek wypełnia się słodzonym ciepłem. Próbuje nie myśleć o dużej szafie z ciemnego drewna, o drzwiach do pokoju wujka Stefana, w ogóle nie myśleć o wujku Stefanie, nie myśleć o tapecianych dzieciach, które go wczoraj wyśmiały. Kiedy Janek nie myśli, godziny mijają mu szybko. Są zabawy, dzieci większe i mniejsze. Są też ćwiczenia ruchowe, korekcyjne, a czasem pani Jola gra po prostu na pianinie i każe dzieciom tańczyć. Janek jest zwolniony z tańców po tym, jak dostał ataku i zaczął płakać i szlochać. Janek nie lubi tańców, ani tańczących dzieci, a pani Jola już o tym wie i wtedy wysyła go do klasy. Dzisiaj nie ma tańców, chociaż pani Jola siedzi za pianinem. Jej palce uderzają o klawisze, a z dziecięcych ust wydobywają się dziecięce głosiki i słowa: Chodzi lisek koło drogi, nie ma ręki ani nogi. 

Janek lubi tę zabawę, podobają mu się też słowa piosenki. Często wyobraża sobie tego liska, który kuleje na poboczu drogi, okaleczony, smutny lisek. Czasem wyobraża sobie siebie jako liska i bardzo go to śmieszy, chociaż nikomu o tym nie mówi. Ale dzisiaj Janek się nie śmieje, bo wyobraża sobie liska bez języka. Smutny lisek wydaje okropne odgłosy, a w jego buzi nic nie ma. Jego buzia robi się coraz większa i zaraz pożre Janka, który nie będzie nawet mógł próbować się wydostać, bo bez języka od razu wpadnie w liskowe gardło. Ale gra się kończy i dzieci ruszają do schodów, by pójść na podwórko. Janek odetchnął z ulgą, lisek zniknął. Przed Jankiem idzie Franek, który mieszka w klatce obok, ma wiecznie brudne ręce i pieska o imieniu Kornik. Franek upada, krzyczy: cholera. Franka bardzo boli, ale zaczyna płakać dopiero, kiedy widzi idącą w jego kierunku panią Jolę. Ta pochyla się nad chłopcem i pyta go cicho, ale dosadnie, dlaczego to powiedział i skąd zna takie słowa. Franek nie odpowiada, tylko szlocha coraz głośniej. Wiesz, że musisz ponieść karę, mówi pani Jola, pójdziesz do kanciapy, żeby to sobie przemyśleć. Franek wybucha już opętańczym płaczem, ale pani Jola jest nieubłagana. Stawia go na nogi, a kiedy ten nie chce iść, bierze go na ręce. Jankowi robi się słabo, zaczyna myśleć o szafie. Idzie za Frankiem i panią Jolą. Drzwi się uchylają, w środku siedzi wujek Stefan. Franek odwraca się jeszcze szybko i patrzy na Janka, drzwi się zamykają, Janek znowu zostaje sam.

Dzieci wychodzą na podwórko i rozbiegają się po całym placu. Janek idzie na ubocze, koło ogrodzenia, tam, gdzie rosną wysokie krzaki i można się schować. Myśli chłopca krążą wokół tego strasznego pomieszczenia. Co tam się musi teraz dziać? Kto ucina języki, kto wkłada je do szafy, co będzie z Frankiem? Co jest w tej szafie, bo może wujek kłamał i jest tam coś jeszcze? Może nikt nie ucina języków, tylko coś je wyrywa? Jakaś postać, okropna, nieprzyjemna postać, siedzi w szafie i wyrywa języki małym dzieciom, właśnie pozbawia Franka jego języka. Między gałązkami żywopłotu Janek dostrzega jakieś postaci, przygląda się: idzie pani Jola, a tuż za nią, ze spuszczoną głową, Franek. Podchodzą do ławki, pani Jola siada i wyjmuje jakieś papiery, obok niej siada Franek, wciąż ze spuszczoną blond głową. Janek zbiera się w sobie i rusza w stronę ławki. Cześć Franek, mówi i szybko dodaje: chciałbyś się ze mną pobawić, możemy w bazie, ale nie musimy. Franek nie odpowiada, podnosi tylko głowę i patrzy przenikliwie na Janka. Jego buzia wygląda, jakby trzymał w niej żabę, cała skacze i porusza się, i napina, wygląda na wydętą, ale się nie otwiera. Janek mówi jeszcze raz, ale przerywa mu pani Jola i mówi, że Franek nie może teraz rozmawiać z innymi dziećmi, Franek ma karę, mówi pani. Janek odwraca się i biegnie w stronę krzaków. Chowa się w nich i wie, że nie wyjdzie, dopóki nie pojawi się tata. 

Tata przychodzi, jak obiecał. Chłopiec widzi go spomiędzy krzaków i małych listków, wychodzi z kryjówki i idzie w jego kierunku. Tata coś mówi i bierze go za rękę, ale Janek nie słucha. Patrzy na Franka, który wciąż siedzi koło pani Joli. Franek dostrzega Janka, otwiera buzię i wystawia w jego kierunku język.

III

Następnego dnia Janek już się nie boi. Widział, że Frankowy język był we Frankowej buzi, a więc to całkiem logiczne, że nie mógł zostać wycięty. Wujek rzeczywiście żartował, myśli Janek i jest mu lżej na całym ciele, czuje się tak, jakby wyzwolił się z liny plątającej jego ciało. Wszystko jasne, myśli Janek, wujek żartował i basta, żadnych ucinanych języków, żadnego strachu w przedszkolu. 

W przedszkolu jest wesoło, nawet Franek jest wesoły, już zupełnie nie pamięta o wczorajszej karze. Dzisiaj jest mniej dzieci, mniej zajęć, więcej zabawy, a pani Beata i pani Jola są bardzo zajęte. Siedzą za biurkiem, porównują jakieś papiery, piszą coś na pustych formularzach, spinają spinaczami, chowają do teczek. Chłopcy biegają, bawią się w chowanego. Janek wskakuje za długą i ciężką kotarę, która zasłania okno w dużej sali. W tej, w której stoi pianino i w której wczoraj Janka pożerał bezjęzyczny lis głodomor. Janek stoi, a kiedy słyszy kroki, wstrzymuje oddech, wytęża słuch i po chwili jego przypuszczenia się potwierdzają – Robert schował się za stolikiem w dużej sali, a tam przecież bardzo łatwo zauważyć, że ktoś się chowa, więc Franek już po chwili miał go w garści. Janek postanawia, że jego nikt nie znajdzie, za żadne skarby, i korzystając z zamieszania, wyskakuje zza kotary i pędzi w stronę kuchni, żeby zmienić kryjówkę. Janek daje susa i słyszy za plecami trzask, coś uderza o podłogę. Zanim zdąży się zatrzymać i spojrzeć za siebie, słyszy głos pani Joli. Pani Jola stoi w drzwiach, patrzy na ziemię i pyta, kto to zrobił. Janek odwraca się i widzi skorupki, które kiedyś były wazonem. Leżą na ziemi, a stojak, na którym stała waza, kiwa się wciąż niepewnie. Wszystkie dzieci, które przed chwilą tu były, zniknęły, stoją tylko Franek i Robert, no i Janek. Robert mówi, że to Janek biegł tak szybko, że zbił, że on to tutaj stał z Frankiem, więc to Janek, Janek proszę panią. Pani Jola podchodzi do Janka i nic nie mówi, bierze go tylko za rękę i ciągnie w stronę drzwi.

Drzwi się otwierają: jest stolik, a za stolikiem siedzi wujek Stefan. Przy stoliku są krzesła, na stoliku popielniczka i bardzo dużo niedopałków. Pod ścianami różne narzędzia, półki, stojaki. W pokoju jest też duża szafa z ciemnego drewna. Pani Jola ciągnie Janka za rękę, a ten czuje, jak bije mu serce, jak opętańczo bije w jego małej piersi. Wujek dostrzega Janka i mówi: oj, a kto to mnie odwiedził… Janek nic nie odpowiada, pani Jola mówi, że rozbił wazon, wczoraj był też niegrzeczny, dużo z nim problemów. Drzwi za panią Jolą zamykają się, dłoń pani Joli popycha małe ciałko w stronę wujka, a ona sama wyciąga z kieszeni papierosy i nie krępując się obecnością malucha, odpala. No tak, mówi wujek, trochę się tego nazbierało. Wujek Stefan wyciąga ręce w kierunku chłopca, a gdy ten podchodzi, sadza go sobie na kolanach. Widzisz, mówi wujek, przecież mówiłem ci, żebyś był grzeczny. Janek nic nie odpowiada. Już nie tylko serce, ale całe jego ciało drży przeraźliwie. Z oczu leczą mu łzy, w gardle ma gulę. Płacze bezgłośnie. Mówiłem ci, trzeba być grzecznym, powtarza wujek i swoją dużą dłonią gładzi Janka po włosach. Pani Jola gasi papierosa, rzuca okiem na chłopca i mówi: wrócę po niego potem. Drzwi się otwierają i zamykają, pani Joli nie ma. Pamiętasz, mówiłem, że niegrzeczne dzieci dostają karę, prawda? Janek kiwa głową, ale nic nie mówi, jest sparaliżowany ze strachu. Wujek wstaje i przechadza się po pokoju, po czym podchodzi do stołu i otwiera szufladę. Długo tak stoi, ale w końcu wyciąga z niej długie, stalowe nożyczki, podobne do tych używanych u fryzjera. Wujek kładzie je na stole, zamyka szufladę i głośno wzdycha. Bardzo mi przykro, mówi, takie są zasady, których wszyscy musimy przestrzegać. Janek wydobywa z siebie przerażający skowyt, ślina cieknie mu po policzku. Wujek się uśmiecha i bierze do ręki nożyczki.



Jędrzej Chrząstek – pochodzi z Gdańska, mieszka w Krakowie. Wcześniej publikował po kaszubsku. W wolnych chwilach bawi się sznurkiem z kotem Henryczkiem.