Miklavž Komelj
Oto dziecięcych włosów puch,
puch włosów co będą piórem,
gdy, o Horusie, Synku mój,
gdy główkę Twoją tulę.
Rośniesz mi, rośniesz – dokąd to?
Tyś – Okiem! Jeśli Słońce w nie
zajrzy – oślepi. Zaśnij przeto,
śpiewam Ci, nie zasypiaj, nie.
Ruch Twoich rączek już poczułam
i oto piórko mnie ukłuło.
„Zbyt jest łagodny!” – wołają – „Zbyt srogi!”
Z pokorą uznaj, żeś jest Bogiem!
I niech Twa moc już będzie Całkowita!
O, przyjm na siebie to „Króluj!” wołanie:
Jedynie władca, władca tego świata
całemu światu obcym się wydaje.
Baw się, mój Synku, baw się, że
jesteś wybrany wśród czasów i osób.
Porządek, w który sam Bóg bawi się,
jest wiecznym ekscesem chaosu.
Ten porządek to chaos, który się otwiera!
Który otwarty jest tak dokumentnie,
że każdy kto w lusterko zerknie,
ten przez śmierć własną na siebie spoziera.
Jakże ze strachu ludzkość drży,
że ten kto włada nią całą, to Ty!
Dziecko! Dziecko! Jakże pokładać nadzieje
w kimś, kto dokazuje, kto się śmieje!
Mym świętym sistrum Ty się słodko
zabawiasz niczym grzechotką.
A z kolei byle mały kamyk
uzmysławia Ci zamysł piramid.
Jedna chwila dla Ciebie – tysiąc lat.
Och, wszystkie budowle powstały
na piasku. Nie ma innej skały.
Dokąd to rośniesz, w jaki inny świat?
Słowa o mistycznej sile –
każdy je w kółko powtarza –
a kto je słyszy, kto je zauważa?
Ten tylko się z nich wylęgł.
Gdy słyszę krzyk Twój, mój sokole,
Twój śmiech, Twój płacz, przebywam poza nimi.
W Twoim oddechu jestem jak w żywiole
ognia, co żywi się wszystkimi
formami. Jak te jaskółki wrzeszczą!
Wrogowie ostrzą miecz –
i powtarzają: „Niechbyś zdechł.”
Oni tego nie zdzierżą, nie zdzierżą.
Jęczą: „Tylko nie rządy Dziecięcia!”
Twojego płaczu, Twojego śmiechu. To wrogie
siły, którymi włada inercja.
Z pokorą uznaj, żeś jest Bogiem.
Tak długo
powtarzam
imię
aż
osiąga
wzniosłą
anonimowość.
Pożeracze
ognia
w
cyrku
pożerają
ogień,
żeby
pokazać,
że
ogień
to
prawdziwy
pokarm.
Adam Wiedemann
Gdzie jestem dobry? Dziś mamy mały tylko znak
i świeży ząbek czosnku w ustach ludojada.
Dla kogo ta parada? Za kim protest? Wyspowiada
nas zanik władz, oddamy się w końcu Nikomu
i spokój, nuda zmierzchu, zerknięcie na krajobraz,
przez który jedzie nieodłączny samochód. Ale wciąż
rosną jakieś chaszcze, korzonki, rękami ludzkimi
wydobyte z ziemi. Palą się sprawy, ostatnie wydanie
dostarczy nam karet, coś wygramy, staramy
się być prostsi niż jesteśmy, piszemy piosenki
dla Syren, by kusiły cały prosty Lud, a sami
czujemy się tym tylko tak zmordowani, zażenowani.
Warszawa, 17.3.19