a co jeśli to nie ja jestem tam gdzie ty byłeś tylko to ty jesteś tam gdzie ja byłem?

Nie można całkowicie zapobiec entropii, ale można
ją zmniejszać na małą skalę poprzez dostarczanie
energii i kontrolowanie procesów.

chat gpt

styczeń trwa już pół roku
popołudnia wlewają się smołą
wczesnych zmierzchów prosto w ciało
kruszą się lody i przyjaźnie

emocje jak darmowa aplikacja
gdy skończył się okres próbny
rozmieniam się na drobne
bojąc się odrzucenia

transakcji przy kasie
próbuję się zetrzeć
jak cheddar na tarce

przyszłość zbyt ogromna
by można sobie wyobrazić
– nadejdzie i tyle –

zmienia się w prześwitującą firankę
za którą kuchnia z pełnym zlewem
rozłupanymi kafelkami

piję z samego siebie
nie czując pragnienia
wielka rzecz
pozostaje niewysłowiona

nic poza życiem się nie dzieje i nie działo
/czyż nie płakaliśmy
przez czas który upływa/
graffiti w Makau

czy selektywne inhibitory
wychwytu zwrotnego serotoniny
czynią ślepymi
na społeczno-kulturowe przyczyny bólu?

z tobą każda piosenka była najlepsza
powiedziałem czy czujesz się jak pójść gdzieś tej nocy?
bawić się jak dzieci pod jej kocem
pójść po kebab z falafelem do baru samsara 

z trzech główek kapusty
zrobić dziewięć słoików kimchi
czas brzęczy rozpada się jak puzzle

astrolodzy ogłaszają miesiąc strzelania do ufo

siedzieliśmy na plaży patrząc na zachód słońca
na koniec dnia kąpałem się w atlantyku
pacyfiku las palmas labuan bajo
sangria litr za euro osiemdziesiąt
– wino z plastikowej butelki pite w krysztale –
na dachu z widokiem na góry i wodę
białe naręcza domków porastały zbocze
a ulica po drugiej stronie szumiała oceanem
piękno które wyżera oczy
si yo estaba muy feliz

czas tak zwolnił ze aż zaczął zapierdalać
w środku rozpędzonej nocy otwieram oczy
a i tak nie łapię szukałem pierdolnięcia
zamiast tego ból pleców skurcze mięśni
atomy są suche niczym nie pachną
wszechświat porasta mchem
wszystko to kicz ale koniec nie lepszy
dlatego dzisiaj nic o śmierci planety
mam na głowie własną
sangrie litr wina taras na dachu

wymyślam sobie życia posypuję wapnem
uczę się gatunków palm szukam dracen

POV: biały kwiecień

przegryzałem się przez pustkę parku
biegnąc do ciebie z czurosami

[jestem na kwadracie ale pov jest tam
między pełnoletnicą śmierci
a dwunastnicą katastrofy]

myślałem jak łamie się dykcja naszej historii
życie jest za długie gdy nie ma się kierunku
ale za krótkie by dojść do celu
czytasz w mandze
słowa pewnie starego chińczyka który pił
sok z gumijagód patrząc w księżyc

żyjemy
krótko jak ćmy
jak memy
– napisałem hajku

więcej lepszości mniej gorszości
baza określa nadbudowę
ale nadbudowa też trochę bazę
potknąłem się na skórce od kapitalizmu

wiedziałxś że warszawa
to dziesiąta najzimniejsza stolica świata?
błękitna godzina zimne dłonie

na spodeczku z dłoni buddy
dary popiołu paznokci zgasłej komety

tak długo stukałem młoteczkiem
w glazurę rzeczywistości
aż odłupałem jeden kafelek
zagapiłem się poza

re: where did the lofi girl go?

mam w sobie dwa zmęczone wilki
nigdy nie miały lepszego brzucha
większych zmarszczek pod oczami
jeden nabija lufkę drugi idzie pobiegać
w bloku naprzeciw gasną ostatnie światła

karmię kapitalizm żeby karmić siebie
karmię siebie żeby karmić kapitalizm
jeść warzywa psychodeliki siebie nawzajem
gotować zupę przeciwko kapitalizmowi
chodzić za ręce przeciwko kapitalizmowi

system działa tak jak powinien
więc musi być zniszczony
śmierć to tylko zmiana
rosołu w pomidorową



Misza Sagi – pracował w różnych miejscach, bujał się tu i ówdzie. Publikowany, ale wciąż debiutuje, coś tam kmini, kombinuje. Lubi sport (czynnie: tenis stołowy, biernie: sumo), muzykę (jakieś lofi/chill beats to relax/study to, doomer music vol. etc.), książki, podróże, ogólnie różne takie (takie).