Zenonowi z Elei
Chór nautofonów: stawać się.
Trzy źrebięcia zagubione w dzwonie
trą kolanem o czoło.
Chór harf eolskich: stawać się.
Trzy trójkąty
na krawędzi zmysłów.
Chór deflektorów: stawać się.
Żółw w skorupie oka
pod znakiem ścięgien.
Dwie tańczące sinice świetliste tworzą niedomknięte koło. Czarny smok zwija się w kłębek, drapany paznokciem wróżki.
Wypchane watą wróbelki – żeby wybuchły jak smok poczęstowany płomykiem; a one tylko tykają.
Obserwatorka robi kółeczko z dłoni. Szkiełko lornetki zamienia się w trzy łby smoków. Ze zwiniętej spirali bryzgają paznokcie.
Zmiennocieplna maska przezimowana w pieczarze. Piętrowe pieczątki w domach rozciągniętych w czasie. Domy dachowały i przewróciły się na bok.
Wirujące pierścienie trafiają na palec księżniczki, zmienione w dwie oblodzone fryzury. Nawodniły roślinę, drgającą linią światła wypisując kształt z okręgu.
Krokodyl połyka dziecko pochylone nad kulą. W kuli trwa zebranie śniegu. Przenosiny na pływalnię, migdał się waha.
Robaczywy pejzaż przecina smoka na dwie fale. Feniksy na morzu pofałdowanym przez tonącego lisa.
Kukiełka, w którą wsadzam dłoń, przemawia perliście – jak tandem piłki i skakanki na schodach z pleców wielokrotnie zgiętych w łuk.
Eter z głową pod pachą idzie na piłkę. Ghostwriterki piszą algorytmy na poduszkach elektrycznych.
Dwie woskowe figury tańczą skręcone w maszynie losującej. Budzą się w dziecięcym wózeczku – są paczką cameli rzuconych od niechcenia.