przyjmiesz gałęzie, ptaki i żółtą poświatę
niedojedzonych i niewymęczonych
mgłę raz jeszcze
zupełnie zrozumiały
sposób w jaki jemioła potrafi zdusić lampę uliczną
Nie będziesz błogosławił zarżniętego orła na zeppelinie
Nie będziesz błogosławił mułów węglowych i dymiącego stosu miscellaneów sąsiada
Nie będziesz błogosławił topografii kleszcza
Pobłogosław za to gościnności asymetrycznego dachu
murowanego pocałunku, władzy
wytrwałego spojrzenia
Szesnastu tysiącom ulic pięknych i dumnie wyprostowanych
Czcij godziny spędzone w żłobku, dni zdrowia, ściętą trawę i aroniówkę
Czcij swój kompost, serotoninę & truskawki nawet
gatunki kwiatów
nie do nazwania, nie do rozpoznania
jak drobny rytuał
rozbijanie rękawicy bejsbolowej
rozbuchany dreszcz
wszystko jest powtórką albo wariacją
Czcij swoje niezdecydowanie, buty koloru cegły i przecinek,
który nie pozwala mi zasnąć
Przyznaj, że gardzisz kojotami, ogarem z dudniącym drewnianym rogiem
kurczakiem, który przypomina smoka, i pseudo-jesienią, i łuszczącym się czasem
tym, że nawet przyjemność, jaką daje dotyk,
stała się dziś bronią
czule zbłaźniona
kilka plamek
na pustym opakowaniu po jajkach
Albo jak zdarłaś sobie kolano
potykając się o pułapkę na myszy
by pieczątką z ziemniaka nakreślić granicę
Wyspowiadaj się światłu nieubłaganemu i opłakuj
poparzone jeże
most, który nigdy nie styka się z tym, na czym stoi
Przyznaj, że podziwiasz dziecko, które sra na podłogę, jakby nigdy nic
że prawdopodobnie jesteś leworęczna
Nie będziesz błogosławił dieslom ani smogowi fotochemicznemu
Nie będziesz błogosławił owczarni, która wywołuje duszności
i niechęć do tulipanów
ani szafy, którą interesujesz się tylko
w grudniu
Pobłogosław jelenim rogom podmiotowości
czemu koń na biegunach może być tak samo ważny jak dach,
a krzyżak, z którymi zaprzyjaźniasz się
na werandzie,
staje się czymś na kształt elegii
w grudniu jak zagubiona gwiazda albo biegacz
goniący za wózkiem inwalidzkim
i siusiom bez dłoni bez oczków
bez buziątek bez nóg
Uczcij aardvarka, który w przekładzie staje się sardynką
Lub tort z kości,
które przebiją ci skórę
ten rodzaj obietnic, które nigdy nie trwają
uśmiechy z ciętej stali
przebrane w czas
Uczcij to, że niektóre obrazy na ścianie
nie mówią nic
że tenis przypomina porno
dzielone przez zero kapitału & potu
chaszcze implikacji myszkują
w poszukiwaniu cichej wyrwy
zgodnie z logiką późnego lata
rozchodzi się teatralne echo
Uczcij swe światło, kręgosłup trakcji &
niemowlę, które macha do ciebie
na przestrzeni lat
jak farba zmieszana
z czystą nadzieją i niczym więcej
z tomu Recapitulation in the Wrong Key (w druku, 2024)