Nad utopionym dzieckiem, schowanym w pustej zatoce przez nielegalne prądy, przystanął jebany statek białej floty jak „odwrócony pancernik”. Maria, ta „pływająca skrzynka dla lamerów nieznających podstawowego słownika”, tkwiła w bezruchu, gdzieś między „byciem naturalnie powolną” a „byciem pozbawioną ambicji”. Przepięknie rozkrawała ciemne chłodne wody, wywoływała fale, które nie miały niczego udowadniać, była pływającą wyspą dla ptaków i owadów.

Zobacz: młoda dziewczyna ubrana tylko w letnią sukienkę siedziała zmęczona pod ciężkim kocem na pustym górnym pokładzie. Po lewej stronie miała zanieczyszczony horyzont, po prawej – brudne ściany lasu, o tej porze roku jeszcze nie do końca wypełnionego. Byli uwięzieni w tej zatoce od jakichś dwóch godzin, prąd powoli znosił ich na środek wielkiego jeziora tak, że „żadna lina nie”. Dziewczyna miała to gdzieś, bo właśnie kończyły się jej urodziny. Coraz silniejszy wiatr był coraz chłodniejszy, zapach mułu i rozkładających się roślin mieszał się z zapachem paliwa. Dziś wiele rzeczy poszło nie tak. Przestrzeń wokół statku wypełniała się ciemnością, ale ponieważ impreza trwała nadal i na dole działo się wszystko, z okien strzelało brudne, ciężkie światło, niezdolne rozproszyć ogólnego zaciemnienia, które, jak wiadomo, co wieczór rozwijają nad Ziemią brudne dłonie Stworzyciela.

Spójrz, dziewczyna stygła: wcześniej, pod pokładem, każdy gest, wyraz twarzy i słowo miały „krótkodystansowe znaczenie”, były ważne „tu i teraz”. Dopiero na górnym pokładzie chłód, ciemność i samotność pozwalały złapać dystans. Dziewczyna zauważyła, że „jeden z tych debili wspiął się za nią, ze mną pod rękę, po kręconych schodkach i zaraz zmąci jej spokój swoim staraniem; o tej porze i w tym stanie weźmie niemożliwe za prawdopodobne. Być może silnik statku nie działał, a prądu w akumulatorach starczało na godzinę. Przy tym wszystkim załoga – dwóch gości o czerwonych twarzach, albo dwa psy – od początku wykazywała się „kompletnym brakiem profesjonalizmu”.

Typ wlazł na górę, wyraźnie pobudzony myślą, że w końcu doprowadził do sytuacji „sam na sam” z dziewczyną i zbudował potencjalną przestrzeń pozornej swobody. Rozglądał się teraz nerwowo i jakby z automatu czekał na jej reakcję, bo za chwilę mogli tam przyjść kolejni, a przecież dziewczyna była uważana-za-bardzo-atrakcyjną. Jak pisze Guido Cavalcanti (1255–1300), opowieść nie może być zbudowana wyłącznie z emocji rozpiętych na szkielecie logiki, niezbędne są także „dowody i wiarygodność”. Dlatego w tym miejscu muszę potwierdzić, że wydarzenie, które tu streszczam, jest jak najbardziej prawdziwe i miało miejsce tej zdecydowanie oszczędnie ujawniającej się wiosny 2009 roku. Chłopaka odnaleziono w ciemnej wodzie dopiero po dwóch dniach, a dziewczyna, po fazie pewnego „wyciszenia”, wyjechała z miasta, chociaż w jej przypadku powodem musiało być coś więcej niż chęć osiągnięcia nowej „przestrzeni szans”. Oczywiście te „zewnętrzne” fakty nie mają większego znaczenia z perspektywy demona, który dysponuje prawdziwą wiedzą o ukrytych poruszeniach i niewidzialnych powiązaniach, nie może jednak przekazać jej dalej w pierwotnej postaci, ponieważ ograniczają go sztywne struktury języka trzymanego w ryzach przez Stworzyciela, który, jak wiadomo, dba jedynie o zachowanie porządku przyczyn i skutków. Zobacz więc, że dziewczyna nie zrobiła na razie nic, ale i tak, wbrew sobie, przystąpiła do ataku, albo inaczej, bo potrzebujemy tu czegoś w rodzaju strony biernej: „została włączona w atak”. Ten żenujący typ był zrobiony, więc wszystko szło mu łatwiej, brał bezruch za ruch, wpuszczał w siebie jej fale i słodkie zapachy, które przedostawały się przez nos do mózgu, i drapały, drapały, zaburzając wymianę danych między strukturami, mościły się, po prostu robiły mu z głowy przedmieścia, ograniczały – zobacz to – kursowanie komunikacji wyłącznie do głównych arterii.

Nie wiem, czy Piękne godzinki księcia de Berry są lepsze od Bardzo bogatych godzinek księcia de Berry, tego nie powiedział ten gość, raczej starał się wyciągnąć z dziewczyny jakiekolwiek słowo, które świadczyłoby o tym, że go zauważyła. Robił to intuicyjnie, przecież w tym stanie nie da się niczego zaplanować. Krążył powoli wokół dziewczyny, w stosownym oddaleniu, trzymając się barierki jak szyny. Dziewczyna szczelniej okryła się kocem, bo rzeczywiście było chłodniej, letnia sukienka była źle dobrana do pory roku, ale, ale pasowała na urodziny.

Maria leniwie dryfowała w noc. Psy pod pokładem nie dawały znaku życia, świat zdecydowanie spowalniał w ciemności, w ciemność wychodziły też wodne zwierzęta, żeby wzajemnie się pożerać. KAMILAS222 nadal nie uzyskał najmniejszego sygnału zwrotnego (chociaż są tacy, dla których brak sygnału już jest sygnałem), dlatego jego podbrzusze postanowiło wejść w specyficzny tryb działania polegający na przywracaniu z pamięci dominujących gestów i automatycznych emocji bez oglądania się na warunki wstępne i konsekwencje. W tylnej części górnego pokładu, po lewej stronie schodków, znajdowała się zamykana na zatrzask bramka, by w razie potrzeby trap mógł sięgnąć pomostu i z tego poziomu. Teraz bramka wskazywała w nicość.

Być może niektórzy z was, stojąc na peronie i obserwując wjeżdżający na stację pociąg, mają z tyłu głowy mocne przeświadczenie, że to naprawdę nie byłby aż tak wielki wysiłek, żeby zrobić jeden albo dwa kroki do przodu, przekroczyć żółtą linię i stanąć na samej krawędzi, gdzie ciało – za sprawą bezwładności – przechyliłoby się niebezpiecznie do przodu i w ten sposób uzupełniło braki wynikające z niedostatków woli. Podobnie wrażenie może pojawić się przy przejazdach kolejowych, na wysokich mostach, na niebezpiecznych przejściach przez drogi szybkiego ruchu, na szczytach ogromnych zapór, gdzie cienka granica dzieli nas od jednoznacznych i ostatecznych konsekwencji. Zabawa polega jednak na tym, żeby dopuszczać do siebie możliwość i przeżywać jej potencjalną realność, ale nie robić decydującego kroku w tę niebezpieczną stronę, która jest też moją stroną.

Chłopak powoli krążył po górnym pokładzie trzymając się barierki, ale miejsce, w którym siedziała dziewczyna, omijał szerokim łukiem. Za którymś razem zdecydował się w końcu zbliżyć do dziewczyny tak, by sięgnąć ręką i ściągnąć jej koc z kolan. Zareagowała w sposób, którego się obawiał – w innych okolicznościach rozpoznałby niechęć i pogardę, teraz po prostu zrozumiał, że reakcja nie była pozytywna. Chodził więc dalej, ale teraz wymusiłem na nim ruchy bardziej nieskoordynowane i chaotyczne, tak jakby chciał okazać frustrację całym sobą. Zatrzymywał się i wbijał wzrok w dziewczynę, potem na słabe światła gdzieś na horyzoncie, przechylał się przez barierkę, najpierw ostrożnie, potem mocniej, bo napędzała go głupota własnego ciała i mój lodowaty oddech. W końcu doszedł do miejsca, gdzie barierka dawała się otworzyć, żaden z psów nie zadbał jednak, żeby nie było to „tak po prostu możliwe”, dlatego chłopak zaczął się bawić. Dziewczyna nawet nie patrzyła w jego stronę, kiedy otwierał i zamykał pokład, a potem stanął tyłem do ciemnego tła i nałożył na nie swoją bezsensowną szarość. Byłem pewien, że teraz pokaże, na co go stać, i nareszcie zrobi coś rzeczywistego. 

Spójrz, jakiś czas później przestrzeń za otwartą bramką znów była pusta, horyzont wygasł zupełnie, na statku psy spały pod stołami, a pod pokładem nadal trwała impreza, która zagłuszała dźwięki nocy i wody. Dziewczyna, otulona kocem, ostrożnie schodziła po wąskich stopniach na dolny pokład. Tuż przed ostatnim stopniem wypełnia ją mój zimny oddech: jej ciało gęstnieje i wzbiera. Dlatego pierwszy krok na dole jest krokiem marszowym albo krokiem, którym paraduje się przed trybuną honorową. Jesteśmy oboje w najwyższym stopniu zadowoleni – mówię to bardzo szczerze, w imieniu swoim i jej.



Marcin Wilkowski – programista w CKC UW, doktorant w IBL PAN.

Katarzyna Wójtowicz (ur. 1995) – ilustratorka i graficzka, absolwentka grafiki Wydziału Sztuki UP w Krakowie, obecnie studentka Art & Design. Lubi eksperymentować w grafice warsztatowej i czerpać z niej inspiracje do działań projektowych. Różnorod­ność kształtów i materii odnajduje w człowieku i jego nieoczywistych obliczach. Najbardziej cieszy ją projektowanie i skład książek.