„Wizje” z dumą objęły matronat nad antologią Poetki na czas zarazy. Przedstawiamy wybór pięciu wspaniałych wierszy, a także fragment wstępu. Zapraszamy do lektury!

***

Wstęp (fragment)

Poetki na czasy zarazy są odpowiedzią na specyficzny rodzaj lęku – lęku z brzucha, który jest reakcją na nagłe tąpnięcie oswojonego, przedpandemicznego świata. 12 marca 2020 roku dowiedziałam się, że wszystko odwołano – mogę wrócić do domu i zająć się… no właśnie, czym?

Wydaje się, że ostatnim, co wtedy należało zrobić, było sięgnięcie po poezję kobiet. A jednak intuicja podpowiadała mi, że nadchodząca zaraza i będąca jej konsekwencją sytuacja izolacji to tematy, które właśnie w poezji doświadczenia kobiet znajdą miejsce i wytłumaczenie. Decyzja była szybka i nieprzemyślana – zaczęłam publikować na Facebooku wiersze kobiet korespondujące z sytuacją zamknięcia. Robiłam to codziennie przez kilka miesięcy. Czy przyniosło to ulgę, oswoiło z niepewnością? Częściowo. Przede wszystkim pomogło zrozumieć, że sytuacja zarazy to codzienność kobiet także przed pandemią, bo zarazą zamykającą w domach niebędących bezpiecznym miejscem jest nie tylko COVID-19 (…).

Publikując wiersze wraz z krótkim autorskim komentarzem i zdjęciem autorek, przyglądałam się zarówno zabiegom poetyckim, jak i twarzom kobiet w różnym wieku, z różnych miejsc na świecie, o różnym statusie społecznym, a także dynamicznym zmianom w sobie, w moim kraju i w świecie. Filtr poezji nie był ani wzniosłą ucieczką, ani efektownym wezwaniem do tego, by „iść wyprostowanym” – mało w tych poszukiwaniach było patosu, dużo zaś ciała, zbliżeń na codzienność i odwagi, by opowiedzieć o własnym lęku. Wydawało mi się to bliskie i ważne – czułam, że poetki, które wyszukuję, budują nowy rodzaj „domu” – szukają innych zasad, tworzą odmienne od zastanych narracje – w szczelinach między tym, co prywatne a publiczne, czasem na transparentach, w szale ulicznej i sieciowej rewolucji, gdzieś pomiędzy zdalnymi lekcjami własnych dzieci, w miejscach, gdzie spadają bomby; wśród różnego rodzaju zarazy, z którą przyszło się mierzyć.

Jolanta Prochowicz

Justyna Bargielska

Że przepraszam

Wysłałam ci mejla i chyba pójdę spać,
niedługo, na godzinę, ale potrzebuję
towarzystwa kogoś, kto mnie nie oceni,
bo trochę dzisiaj krwawię. To może być nic
lub to może być coś. Ostatnio często krwawię,
nie tak bardzo, ale jednak to krew. Kiedy tak trochę krwawię,
myślę o moim pierwszym chłopaku.

Najważniejsze były dla niego czereśnie,
pilnowanie ich przed szpakami. Wieszał na drzewie radio,
moją halkę, coś żółtego i czuwał.
Z radia dobiegała muzyka,
szpaki kradły czereśnie, halka,
o, halka była tam, gdzie powinna być,
byłam pewna, że to będzie trwać wiecznie.

Maria Jastrzębska

Pokój zapachów. Wewnętrzny ogród

Stoisz na zimnie na stacji Willesden Junction,
twój oddech układa się w powietrzu w białe kształty.
Mimo to zdejmujesz rękawiczki, by powąchać
opuszki palców. Muskasz nimi nos,
zaciągasz się głęboko, jak papierosem wciśniętym
między wargi albo różą, w którą chowasz twarz.
I już jesteś z powrotem w wynajętym pokoiku z okropnymi tapetami w kwiatki, gdzie minęła ci zeszła noc z
kobietą, która się z tobą kochała, jej aromaty
każą ci z kolei myśleć o ziemniaczanych
pierożkach, ulubionych w dzieciństwie, a potem o dzikim czosnku
na zalanym słońcem wzgórzu. I zaczynasz
głośno się śmiać na peronie, wśród obcych,
bo ona nie znosi, gdy porównujesz jej zapach do jedzenia
czy roślin. Ale co możesz na to poradzić, że twój umysł
wpada na jeden zapach po drugim,
niczym wielki trzmiel albo węszący pies, wściekle
ryjący w małych szparach pamięci.
To nawet nie jest pokój, to raczej wewnętrzny
ogród, jego aromatyczne przejścia we władaniu
wdychanego powietrza – oddech przenosi cię
do wspomnienia o tym wspomnieniu i z powrotem.
To twój ogród. W nim ulubione rzeczy:
paliwo na lotniskach, chodniki w chlapie i śniegu,
przypalona gorąca czekolada… To twoja flora. Zawiera
wszystko, co o niej pamiętasz, jej włosy –
o zapachu mocniejszym u nasady niż na końcach –
jej skórę i wnętrze, które wciąż masz na palcach,
gdy tak stoisz i drżysz, czekając na pociąg.

przełożyła Anna Błasiak

Genowefa Jakubowska-Fijałkowska

Pod jedynkę

wszyscy dzwonią domofonem

poczta reklamy gazownia
administracja z informacją o podwyżce czynszu

i rozliczenia z użycia wody

pani z tauronu bo nie ma kluczyków
do liczników na klatce schodowej

facet z jajkami od szczęśliwych kur

pani z Urzędu Miasta z życzeniami świątecznymi
od burmistrza

(córka mówi żeby przetrzymać w kwarantannie
przez trzy dni)

dziś deratyzacja
proszą o klucze do piwnicy trutka na szczury

oddają z resztką arszeniku

gdy nie dzwoni domofon ani telefon
cisza dzwoni

Sanja Baković

Autobus do Trnawy

wszystkie Cyganki są w ciąży w autobusie do Trnawy,
życie się zawsze zagnieździ tam, gdzie jest najmniej strachu.
wszystkie Cyganki są w ciąży w autobusie do Trnawy,
pozostałe kobiety mówią o przeroście ściany macicy,
o chorobach, mężczyźni milczą. niech milczą,
w hałaśliwych czasach cisza jest piękna. jak „ci”
w cień, w ciasno, w cierń.
nikt nie mówi po chorwacku w autobusie do Trnawy,
ale ból ma szczególny talent do języków,
więc wszyscy się dobrze rozumiemy.
autobus do Trnawy brnie w stronę wschodu,
wschód prowadzi na wschód, po wschodzie nowy wschód.
życie się zawsze zagnieździ tam, gdzie jest najmniej strachu,
i krzewi się bujnie, i koła swe toczy przez magmę blasku i błota,
niech, niech, niech jedzie autobus, niech nie staje
do Kamczatki, do końca, i dalej, mowa już nie będzie
ważna, wtedy, nikt już nie będzie mówił
po chorwacku, ani o chorobach, tylko cisza, tylko blask.

przełożyła Barbara Kramar

Małgorzata Lebda

Usta

Chłód tego co w cieniu, taki jest ten maj. Ponownie odebrano nam podróż, tuż sprzed pysków. Miasto w takich wypadkach słychać głośniej: skomlenie, chichot, ostatni dźwięk z rozkoszy, tuż nad sufitem, dokładnie nad łazienką. Sally Mann, czy widziałeś to zdjęcie? Jej krwawiący syn, jego dłonie ułożone w taki sposób, w jaki przecież układaliśmy swoje dłonie, wtedy, w głębokim dzieciństwie, i to tylko w tych wyjątkowych momentach, kiedy wydawało się nam, że kończył się świat. Kończy się świat. Usta, jego usta są otwarte na oścież. Myślę o chłodzie tego, co w cieniu krzewów, tuż za nim. Myślę o wysokiej temperaturze krwi, którą ma na rękach. Skąd płynie? Skąd wybija źródło? Usta, dziąsła, podniebienie, nos? Dudnienie, musi dudnić mu w uszach, w głowie, w skroniach. Staję przed lustrem, wysoka jest temperatura tego co tu. Rozbieram się, patrz.


Poetki na czas zarazy

wybór i wstęp
Jolanta Prochowicz i Bartosz Wójcik
Wydawnictwo WBPiCAK, 2021, s. 114


Redakcja – Maciej Libich, Joanna Piechura, Antek Zając